W czasach mego dzieciństwa Polacy, Europejczycy znikąd, mieli zapewnione honorowe miejsce w sercach Francuzów jako męczennicy walki o wolność. Katolicki Bóg, by pobłogosławić ten wielowiekowy kraj z 10 tys. kapliczek, ofiarował światu jako symbol papieża przygniecionego ciężarem lat, na podobieństwo Polski przygniecionej ciężarem stuleci, ale w której nigdy nie wygasł duchowy ogień, sprawiający, że nie stała się ona jedynie korytarzem mgieł i popiołów biegnącym między Moskwą i Berlinem.
Jakiegoż skupienia pamięci wymaga przypomnienie sobie dziejów tego kraju będącego otchłanią, w której skupiły się wszystkie nieszczęścia Europy! Nie liczcie na to, że ktoś zechce podjąć ten wysiłek! Państwa, te obojętne potwory, nie mają w sobie nic z romantyzmu historii: nie zaproszą Chopina, aby zharmonizował grube rejestry rozszerzenia Unii. Niemniej, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę jedynie nasze własne interesy, jeżeli nasza Europa choć trochę przejmuje się rolą ekonomiczną i strategiczną, jaką będzie odgrywać w przyszłym świecie między Azją a Ameryką, to musi się zdobyć na obalenie barier między Wschodem a Zachodem. Niemcy już się zjednoczyły. Europa też musi się zjednoczyć.
Polska odkryła, że Zachód – który wielekroć ją zdradził – nie jest tym królewiczem z bajki, o którym marzyła. Nasza europejska wspólnota boi się jak zarazy wszelkich przyszłych różnic ekonomicznych, już obecnie roztrząsanych bez końca przez naszych eurosceptyków. Z tego też powodu narzuca szczegółowe kryteria kandydatom oczekującym w przedpokoju Unii. A Polska jest biedna. Średnią miesięczną pensję można porównać z najniższym zasiłkiem dla bezrobotnych we Francji. Bezrobocie na poziomie 16 proc.