Archiwum Polityki

Włochy: Letnie niespodzianki dla naiwnych cudzoziemców

Zawyżone ceny, podróbki markowych produktów w luksusowych butikach czy fałszywe euro – turysto, we Włoszech uważaj! A na Sycylii w dodatku brakuje wody pitnej.

Stragan, handlowa ulica Cola di Rienzo w Rzymie, wszystkie buty kosztują 40 euro. Pół roku temu ich cena wynosiła 40 tys. lirów (równowartość 20 euro). Ten najwyższy w Unii Europejskiej wskaźnik inflacji sprzedawca kwituje krótko: – Wszystko podrożało po wejściu euro. On, podobnie jak wielu innych, liczy na to, że Włosi nie pamiętają już, że trzeba dzielić przez 2000. Jeszcze łatwiej oszukać turystów.

Cudzoziemcy często przyjeżdżający do Włoch szybko przekonają się, że wraz z wejściem wspólnej waluty wzrosła cena kawy, wina, obiadu w restauracji, przejazdu taksówką, a także gazet i wody mineralnej. Turysta musi nie tylko dokładnie liczyć, ale również bacznie oglądać nowe monety, bo za ich masową produkcję wzięli się tutejsi fałszerze. 5 lipca doszło nawet do ogólnokrajowego strajku, nietypowego, bo „strajku zakupów”. Włosi na znak protestu mieli nic nie kupować, a nawet z telefonu korzystać tylko w razie pilnej konieczności. Oczywiście taki strajk to pomysł naciągany, ale i tak wzięła w nim udział podobno jedna czwarta obywateli; turyści go nawet nie zauważyli.

W Wenecji i Florencji

Kto nie da się oszukać podczas zakupów, może zostać oskubany w weneckiej czy florenckiej restauracji, gdzie – jak ostrzega każdego lata włoska prasa – ceny przekraczają często granice absurdu. Za sałatkę caprese z trzema plasterkami mozzarelli i kawałkiem pomidora trzeba zapłacić nawet 20 euro. Gorzej, gdy w tę cenę wliczone są również mrówki spacerujące po talerzu, a taka przygoda kulinarna spotkała dziennikarza „Corriere della Sera”. Zamawiając sok na weneckim placu św. Marka można zostać zmuszonym do opłacenia pianisty, grającego smętnie szlagier z „Titanica”.

Polityka 30.2002 (2360) z dnia 27.07.2002; Społeczeństwo; s. 78
Reklama