Opublikowane przez dziennik „Magyar Nemzet” ściśle tajne dokumenty MSW świadczyły o tym, że mianowany w 1978 r. porucznikiem agent „D-209”, to nikt inny, jak właśnie Medgyessy, wówczas urzędnik ministerstwa finansów. Medgyessy w pierwszym porywie zaprzeczał oskarżeniom, potem – już w parlamencie, odpowiadając na interpelację z ław opozycji – wyjaśnił, że był oficerem kontrwywiadu gospodarczego, działał na rzecz przyjęcia Węgier do Międzynarodowego Funduszu Walutowego w tajemnicy przed ZSRR i nie miał nic wspólnego ze zwalczaniem wewnętrznej opozycji. W końcu zaś w wystąpieniu telewizyjnym przeprosił wyborców za zatajenie przeszłości.
Piekło lustracji
Kryzys został opanowany, ale sojusz socjalistów z liberałami został wystawiony na najtrudniejszą próbę. Rzecz w tym, że liberalny Związek Wolnych Demokratów od początku istnienia, a więc od 1989 r., konsekwentnie domagał się ujawnienia pełnej listy agentów oraz eliminacji ich ze sceny politycznej. Naturalnym sojusznikiem ZWD był, wtedy mocno lewicujący, radykalny Związek Młodych Demokratów, czyli FIDESZ. Kiedy jednak w 1994 r. ZWD po raz pierwszy wszedł w koalicję z Węgierską Partią Socjalistyczną i przez cztery lata sprawował władzę, drogi z młodszym bratem rozeszły się. FIDESZ ostro skręcił w prawo, wygrał wybory w 1998 r. i rządził do kwietnia 2002 r.
Sięgnięcie przez FIDESZ po bombę lustracyjną, zaraz po przegranych ostatnich wyborach, mocno zachwiało liberałami. Rzecz w tym, że Węgry, podobnie jak bodaj tylko NRD, były niesłychanie penetrowane przez tajne służby komunistyczne. W czasach stalinowskich, na początku lat pięćdziesiątych, na podstawie miliona donosów aresztowano, zesłano do obozów lub wysiedlono kilkaset tysięcy osób. Po pamiętnej rewolucji 1956 r.