• Jedzenie. Przede wszystkim trzeba uważać, co się je. Zwłaszcza w pierwszych dniach pobytu. Miejscowych specjałów lepiej nie próbować, a jeśli pokusa zwycięża zdrowy rozsądek – robić to dopiero, gdy nasz układ trawienny dojdzie do siebie po zmianie klimatu. Anglicy mówią zwięźle: Boil it, cook it, peel it or forget it – przegotuj, ugotuj, obierz ze skórki albo zapomnij. Żywność gotowana, smażona czy pieczona jest bezpieczna pod warunkiem, że nie stoi długo.
Ryzykowne pokarmy to surowe lub niedogotowane potrawy mięsne, ryby i frutti di mare (zwłaszcza małże filtrując wodę mogą gromadzić mnóstwo bakterii). Podobnie lody, mleko i napoje mleczne, budynie i zimne przekąski, sałata (nijak nie da się wypłukać do czysta) i te surowe jarzyny, których nie można obrać ze skórki. Najlepiej niczego nie kupować od ulicznych sprzedawców i w pokątnych jadłodajniach. Cytrusy, banany i orzechy są natomiast bezpieczne dzięki grubej łupinie.
Podczas upałów trzeba mocniej niż zwykle solić potrawy, aby uzupełnić straty związane z poceniem. Ostre przyprawy pobudzają wydzielanie kwasu żołądkowego, który zabija większość zarazków, a niektóre same są bakteriobójcze. Warto jednak pamiętać, że intensywny zapach i smak przyprawy może maskować nieświeże składniki.
• Picie. W tropikach trzeba dużo pić (około 4 litrów na dobę). Lepiej unikać słodkich gazowanych płynów. Woda do picia powinna być przegotowana. Jeśli nie mamy takiej możliwości, przydają się specjalne filtry lub tabletki (choć przy tych ostatnich ze względu na chlor woda smakuje gorzej niż nasza z kranu). Lepiej pić przez słomkę niż ze szklanki, która może być brudna.
• Alkohol. Lód zawsze jest podejrzany – także ten w alkoholowych drinkach.