Archiwum Polityki

Opowieści na koniec świata

Książka nazywa się „Ostatni cieć” i składa się z opowieści tytułowego bohatera, chłopa spod Włoszczowej, rzuconego w głąb Ameryki, a także wynurzeń postaci, z którymi się zetknął na tym dziwnym, zagrożonym zagładą kontynencie. Rzecz dzieje się w przyszłości, niezbyt jednak odległej, powiedzmy, na początku XXI wieku, ale dalej niż dziś.

Z powyższego wstępu wynikać by mogło, że najważniejszą osobą dramatu jest nasz swojak, dokładnie zresztą opisany przez narratora już na pierwszych stronach: „Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Miał krótkie nogi, tułów długi, czoło wąskie, kark czerwony, nos perkaty, szare włosy zaczesane do góry z falą, policzki też czerwone, trochę obwisłe”. Dodajmy, spoza cytatu, pierścionek z diamentem na krótkim owłosionym paluchu. Otóż wrażenie jest mylne, choć nie do końca. Przyjmijmy jednak, że głównym bohaterem nowej prozy Janusza Głowackiego jest światowej sławy designer John Jefferson Caine, zwany „Leonardem da Vinci naszego wieku”, ale nie tylko, bo również „papieżem minimalizmu, mistrzem tłumionego seksualizmu”, a nawet „największym geniuszem naszych czasów”. Szczytowym osiągnięciem Caine’a jest „wykreowanie i ofiarowanie mężczyznom na całym świecie niezależnie od religii, koloru skóry i przekonań politycznych obcisłych majtek z królewskiej bawełny”. Gdy ten wyeksponowany przez mistrza szczegół garderoby, uwypuklający męską tożsamość, zawisł na nowojorskim Times Square, „krytycy zgodnie uznali tę kompozycję za Kaplicę Sykstyńską XXI wieku”.

Ambicje Johna Jeffersona Caine’a sięgają jednakowoż o wiele, wiele dalej: on chce ubrać świat od stóp do głów, zaprojektować każdy szczegół stroju, tak żeby obiekt potem dobrze wypadł w telewizji, jego własnej zresztą. Bo Caine namiętnie skupuje stacje telewizyjne, tworzy sieć, przez oczka której nie wydostanie się poza ekran żadne istotne wydarzenie. Żeby było jeszcze ciekawiej, Caine udaje się wcześniej do miejsc, w których spodziewane jest spektakularne zdarzenie i omawia z uczestnikami szczegóły, tak żeby na ekranie wszystko wypadło wiarygodnie.

Polityka 43.2001 (2321) z dnia 27.10.2001; Kultura; s. 54
Reklama