Zlustrować należałoby w pierwszej kolejności postaci, które od lat zajmują wysokie pozycje w panteonie narodowych bohaterów dzięki literaturze, choć nie zasłużyli na to swoimi rzeczywistymi czynami. Mamy tu mianowicie do czynienia z fałszowaniem c.v., którego literaci dopuszczali się z jak najszlachetniejszych pobudek, ale skoro mamy znać o sobie całą prawdę (w TVP jest nawet cykliczny program „Errata do biografii”), w żadnym wypadku nie możemy stosować taryfy ulgowej.
Weźmy pierwszy z brzegu przykład Ordona, który wysadził się wraz ze swą redutą. Wieszcz Mickiewicz poświęcił mu piękny wiersz, którego kiedyś dzieci uczyły się na pamięć. Wyrwany z głębokiego snu potrafię wyrecytować: „Nam strzelać nie kazano, wstąpiłem na działo/I spojrzałem na pole, dwieście armat grzmiało...”, itd., aż do finałowego wysadzenia. W rzeczywistości wyglądało to jednak trochę inaczej, w każdym razie Juliusz Ordon wcale nie poległ, wręcz przeciwnie, żył jeszcze długo, choć niezbyt szczęśliwie. Wiadomo, że zginął śmiercią samobójczą, co jak na bohatera narodowego chluby mu nie przynosi.
Zresztą z hucznym wysadzaniem się na ogół nie było tak wystrzałowo, jak to później przedstawiano na kartach natchnionych poematów i powieści. Z prawdziwą przykrością to piszę, ale pieśń o małym rycerzu, czyli Michale Wołodyjowskim, to też w dużej mierze fałszywe nuty. A już na pewno jego heroiczny wyczyn w charakterze Hektora kamienieckiego jest jedną wielką mistyfikacją, której dopuścił się Henryk Sienkiewicz, wprawdzie ku pokrzepieniu serc, ale w niezgodzie z prawdą historyczną. Oto co pisze Władysław Zawistowski w książce „Kto jest kim w Trylogii” o ostatnich chwilach Wołodyjowskiego: „...oblężenie trwało zaledwie tydzień, po którym poddano się, oddając Kamieniec i Podole pod panowanie sułtańskie.