Archiwum Polityki

Ręce do góry

Przemęczeni, sfrustrowani, źle opłacani – tacy są w Polsce ludzie pracujący z bronią palną. Mają zapewniać bezpieczeństwo innym, a sami bywają niebezpieczni. Do uzbrojonych służb garną się coraz słabsi psychicznie kandydaci, a broń i stres
to mieszanka wybuchowa.

Tomasz Czachowski, doświadczony konsultant do spraw bezpieczeństwa, mówi, że państwowe i prywatne uzbrojone służby przeżywają kryzys. Wśród kandydatów do pracy z bronią rzadkością są ci z mocnym profilem charakterologicznym – dojrzali emocjonalnie i społecznie, radzący sobie ze stresem, odpowiednio umotywowani, nieagresywni. Przeważają zwykli poszukiwacze pracy, ojcowie rodzin do wykarmienia lub ludzie ogarnięci poczuciem misji.

Najlepsi ludzie, mający potencjał do pracy z bronią, wyjeżdżają za granicę – mówi Czachowski. – Mało kto o tym wie, ale Unia Europejska oprócz budowlańców bardzo sobie ceni także naszych policjantów i ochroniarzy.

Codziennie rano podmiejskie pociągi i busy przywożą do pracy w wielkich miastach armię ochroniarzy, strażników i policjantów – młodych i starych. Niektórzy pobiorą z magazynów broń palną i wyjdą z nią do ludzi. Są prywatne firmy, w których za taką gotowość i umiejętność użycia broni w uzasadnionym przypadku płaci się 3 zł za godzinę, czyli mniej niż połowę legalnej stawki. Żeby finansowo wyjść na swoje, należy pracować i kilka razy ponad ustawową normę. Pod koniec służby nie da się już trzeźwo ocenić, czy strzelanie jest uzasadnione. Nie jest także powiedziane, że na początku służby taka refleksja w ogóle istniała. Przechodząc obok takiego nieszczęśnika może lepiej od razu, prewencyjnie, podnosić ręce do góry?

Pracować za takie pieniądze pójdą oczywiście tylko ludzie z określonym potencjałem intelektualnym – ocenia Krzysztof Liedel, wicedyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Tymczasem należy założyć, że broń ma się nie dla samego jej posiadania, ale żeby jej użyć w potrzebie.

Ale nie trzeba być zmęczonym, aby zachowywać się nieprzewidywalnie – wystarczy stres.

Polityka 14.2007 (2599) z dnia 07.04.2007; Ludzie; s. 110
Reklama