Archiwum Polityki

Słodkie życie

W grupie PZU trwają tajemnicze ruchy kadrowe i kapitałowe. Ostatnio doszło do kolejnego dziwnego zdarzenia: wnuczka PZU SA – spółka Asset Management – została znacjonalizowana. Było to potrzebne m.in. po to, aby zarobki zarządu spółki można było objąć ustawą kominową. Bohater ostatnich rozgrywek w grupie PZU –Krzysztof Mastalerz – najpierw przestał być prezesem PZU Życie (informowaliśmy o tym w ubiegłym tygodniu), zaś po kilku dniach został też zawieszony w pełnieniu, również pełnoetatowej, funkcji prezesa PZU Asset Management.

Przywrócenie kontroli publicznego PZU SA nad niesforną wnuczką było proste. Wystarczyło, aby PZU Życie sprzedało spółce-matce (czyli PZU SA) dwie akcje Asset Management. Transakcję, podpisaną przez jednego z wiceprezesów Życia, blokował jednak sam prezes. Trudno się dziwić, że ktoś, kto ma zawarty kontrakt, gwarantujący mu roczne zarobki na poziomie nie mniejszym niż pół miliona dolarów, a – wraz z premiami – mogące sięgać nawet do półtora miliona dolarów, nie chciał ich zamienić na chudą pensję kominową, która nie może przekroczyć 13 tys. zł.

Remanenty

Żadna gazeta nie potrafiła się dowiedzieć, jakie były przyczyny zwolnienia prezesa, który przyszedł „posprzątać” Życie po Grzegorzu Wieczerzaku (któremu właśnie sąd przedłużył areszt do 7 czerwca). Jest jednak pewne, że przyczyną dymisji nie był sam kontrakt, bo Ministerstwo Skarbu nowego rządu znało go ze szczegółami od kilku miesięcy. Spekuluje się raczej, że Krzysztof Mastalerz, mimo że bardzo zabiegał o względy nowego ministra, popełnił ten sam błąd co jego poprzednik. Obwieściw-szy najbliższym współpracownikom (kilka tygodni po wyborach parlamentarnych), że zostaje na swojej funkcji jako zaufany nowego establishmentu – poczuł się zanadto pewnie. Wiedząc, że szef całej grupy Zygmunt Kostkiewicz niekoniecznie cieszy się względami nowego ministra, prezes PZU Życie postanowił wybić się na niepodległość i uniezależnić firmę całkowicie od spółki-matki, co mu się zresztą– na własne nieszczęście – udało. Wszystko jednak owiane jest mgłą tajemnicy i to, o czym huczy w Tower (tak nazywa się nowa siedziba PZU przy ulicy Jana Pawła), nie wydostaje się na zewnątrz. Tym razem bowiem prezes PZU Życie nie odszedł w atmosferze skandalu z kajdankami na rękach. Został zaproszony na posiedzenie rady nadzorczej spółki i tam wręczono mu dymisję, dziękując za wysiłek włożony w sprzątanie po poprzedniku.

Polityka 6.2002 (2336) z dnia 09.02.2002; Kraj; s. 20
Reklama