Literacki „Władca pierścieni” ukształtował także George’a Lucasa, który nigdy zresztą nie ukrywał swoich inspiracji. Filozofia, koncepcja bohaterów i świata, nawet niektóre wątki „Gwiezdnych wojen” wzięte są z Tolkiena. Drużyna Lucka Skywalkera, tak jak ta we „Władcy”, zostaje powołana do wykonania zadania i rusza w podróż; świat Lucasa tak jak u Tolkiena przenika dobra magia (moc). Lord Vader staje po stronie Zła z wyboru jak tolkienowski Sauron. Również sympatyczny niziołek w filmie Rona Howarda „Willow”, wyprodukowanym przez Lucasa, przypomina do złudzenia hobbita Froda Bagginsa, ruszającego na wielką i niebezpieczną wyprawę. „Władca pierścieni” to w istocie powrót do korzeni fantasy i to zapewne w najlepszym gatunku.
Reżyser „Władcy” – Peter Jackson – to nowozelandzki czterdziestolatek, znany z kontrowersyjnych horrorów, dowodzących wszelako wyobraźni i dowcipu. Zdjęcia kręcono w barwnych zakamarkach Nowej Zelandii, ekipy pracujące w różnych sceneriach kontaktowały się za pomocą telefonii satelitarnej. Jak bywa w przypadku kina tego typu, rzecz okazała się przedsięwzięciem logistycznym pokrewnym bitwie lub wręcz wojnie. Wielka kuchnia tego filmu to fabryka, dom mody, przedsiębiorstwo turystyczne i lalkarskie, instytut drobnych wynalazków dokonywanych na planie, fabryka komputerowych i tradycyjnych efektów, pracownia przerabiania pejzaży przy pomocy kleju, farby oraz ton styropianu i tak dalej.
Wśród aktorów mamy parę gwiazd, choć takich sław jak Sean Connery, którego vox populi nominował do roli pozytywnego czarownika Gandalfa, pozyskać się nie dało. Co zresztą i dobrze, bo film jest w wielorakim tego słowa znaczeniu „drużynowy”, nie koncentruje się na aktorskich popisach, lecz na sednie i wizualnych klimatach opowieści.