Archiwum Polityki

Duszą, mózgiem, ręką

Rozmowa z Jerzym Pilchem, tegorocznym laureatem nagrody NIKE

Czterokrotnie byłeś nominowany do NIKE. I za czwartym razem ją otrzymałeś. Odbierając tę najbardziej prestiżową nagrodę literacką w Polsce mówiłeś o pisarzach przegranych. Obawiałeś się, że podzielisz ich los?

Czy w uprawianiu literatury mocniejszy jest strach przed nieistnieniem, czy głód aplauzu? To jest, trzeba powiedzieć, kluczowe pytanie. Mnie się wydaje, że mocniejszy jest głód aplauzu. Literatura jest dziedziną, która ze swej natury domaga się aplauzu. Pisarz łaknie publicznego istnienia. W moim przypadku to pragnienie jest szczególnie – powiedziałbym – nawykowe, bo oprócz pisania powieści uprawiam felietonistykę. Mam nawyk, a może nawet nałóg publicznego istnienia.

Nie wyobrażasz sobie pisania do szuflady?

Tylko szaleńcy albo ludzie naznaczeni tragedią zabierają się za pisanie z myślą o wieczności. Choć z drugiej strony trzeba grać o najwyższe stawki. Wieczność jest taką stawką, tyle że mówienie o tym z codziennej perspektywy brzmi trochę niezręcznie.

Dziękując za nagrodę wymieniłeś dwa nazwiska: Schulza i Płatonowa. Tradycja ożywia wyobraźnię bardziej niż rzeczywistość?

Jedno i drugie jest ważne. Przywołałem ich nawet nie dlatego, że ośmielam się nazywać ich swoimi mistrzami. Są to pisarze, których bardzo uważnie przeczytałem. Poza wszystkim, lektura klasyków wyposaża mnie w pewną orientację w technikach literackich. Jak nazwać rzeczywistość? Jaką wybrać technikę, by opisać Dworzec Centralny? Dla prozaika są to kluczowe kwestie.

Maria Janion uzasadniając werdykt powiedziała, że w narracji „Pod Mocnym Aniołem” przebłyskują treści tyczące duchowości. Jakie doświadczenie duchowe stoi za nagrodzoną powieścią?

O piciu powstało kilka ważnych książek. W tak frontalnym chociażby ujęciu jak u Jerofiejewa czy u Lowry’ego.

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Wydarzenia; s. 17
Reklama