Archiwum Polityki

Tango w fajnym świecie

Jerzy Jarocki wrócił do tej sztuki Sławomira Mrożka po 44 latach. W zrealizowanym w Teatrze Narodowym spektaklu próżno szukać Mrożkowego humoru.

Przedstawienie sprzed lat w krakowskim Starym Teatrze – jeszcze było śmiesznie, chociaż nie tak bardzo jak w równoległej – mocno groteskowej – realizacji Edwina Axera w warszawskim Współczesnym. Już wtedy na plan pierwszy wysuwał się Artur i jego bunt przeciw światu bez formy i nerwowe poszukiwanie idei, która zbawi ludzkość, a świat wepchnie na właściwe tory. Krytycy pisali peany na cześć Jana Nowickiego grającego młodego Artura. Dziś na podobne hołdy zasłużył Marcin Hycnar. Jego Artur jest płaczliwym chłopcem w garniturze, ze skórzaną teczką i włosami na wazelinę. Jego bunt tylko o tyle jest wymierzony w rodziców, o ile są oni symbolami cywilizacji rozpiętych, wyluzowanych, cool, wiecznych chłopców i dziewczynek, którzy kiedyś bawili się lalkami i samochodzikami, a teraz bawią się w życie. „Koledzy się ze mnie śmieją” – wyznaje w pewnym momencie. I z coraz większą determinacją stara się odbudować świat, w którym byłby traktowany serio. Chce dorosnąć, tylko nie wie jak.

Wzorców nie dostarczają zatrzymani w czasie rodzice: zajęty tworzeniem teatralnych instalacji Stomil (Jan Frycz) i przechodząca tanecznym krokiem od jednej jogicznej asany do drugiej Eleonora (Grażyna Szapołowska). A kolejne pokolenie – babcia Eugenia (Ewa Wiśniewska) i wuj Eugeniusz (Jan Englert) – chce tylko, żeby zostawić ich w spokoju. Jedynym wyjściem w tej sytuacji wydaje się sięgnięcie do tradycji. Odgrzebanie i reaktywowanie jakiegoś rytuału przejścia, rite de passage, który w czasach, gdy dorastanie było jeszcze możliwe, przemieniał chłopca w mężczyznę. Ślub z całym jego ceremoniałem i nieodwracalnością wydaje się idealny.

Jarocki poszedł za sugestią Mrożka, który wielokrotnie powtarzał, że groteska w „Tangu” jest ornamentem, sam temat jest poważny.

Polityka 46.2009 (2731) z dnia 14.11.2009; Kultura; s. 57
Reklama