Archiwum Polityki

Oni tak, my tak

Światowe badania opinii publicznej stawiają nas, Polaków, w osobliwej sytuacji lekkich dziwaków.
[rys.] JR/Polityka

Składający wizytę w Warszawie wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden zapewnił, że USA dalej troszczą się o nasz region i zaproponował nową, choć odległą w czasie, tarczę antyrakietową. Jednak dał też wyraźnie do zrozumienia, że Waszyngton będzie mniej polegał na hard power, a bardziej na soft power. Słowem, mniej siły, więcej dyplomacji. USA, pod rządami Obamy, chcą odejść od bushowskiej arogancji na rzecz polityki w stylu europejskim, opartej na negocjacjach, także tańszej i efektywniejszej.

Pewne, wyczuwalne w Warszawie rozczarowanie wizytą Bidena i w ogóle polityką zagraniczną Obamy to dobra okazja, by zaprezentować wyniki corocznych badań opinii publicznej po obu stronach Atlantyku, „Transatlantic Trends”, przeprowadzanych w USA i 12 krajach europejskich. Badań ciekawych zwłaszcza dlatego, że od początku (2002 r.) obejmują one Polskę. Ostatnia edycja (badania w czerwcu 2009 r.) pokazuje przede wszystkim, że Barack Obama zdołał radykalnie odwrócić europejską opinię o amerykańskiej prezydenturze i groźną niechęć zamienić na wybuch sympatii. Najsilniej zareagowały Niemcy (patrz wykresy) – Busha popierało tam zaledwie 12 proc., a wskaźnik aprobaty dla Obamy skoczył powyżej 90 proc.!

Nasza krajowa opinia natomiast zgrzytała i zgrzyta w zestawieniu z zachodnioeuropejską. Dawniej, kiedy oni boczyli się na Busha, w Polsce – poparcie dla niego było pokaźne, mieliśmy wskaźnik najwyższy obok Rumunii. Teraz, gdy Europa Zachodnia uległa obamomanii i sympatia dla kolejnego prezydenta jest tam znacząco wyższa niż w samej Ameryce, my mamy – niby dość wysoki, ale najniższy w Europie poziom poparcia dla Obamy. Autorzy badań nie próbują wyjaśnić, skąd się biorą tak wyraźne różnice. Można tylko przypuszczać, że liczyliśmy na Busha i jego wdzięczność za poparcie interwencji w Iraku w 2003 r.

Polityka 44.2009 (2729) z dnia 31.10.2009; Temat tygodnia; s. 16
Reklama