Dziś tak samo: kto nie przemawia do kieszeni, stoi na redzie. Połowa sukcesu w interesach z Trzecim Światem to wiedza o tym, komu i jak dawać. Dlatego informacja "Rzeczypospolitej" o Ursusie, który miał płacić 8 proc. prowizji od sprzedanego ciągnika na konto męża byłej premier Pakistanu, nosi wszelkie cechy prawdopodobieństwa.
Wszędzie jak Trzeci Świat długi i szeroki jest niejeden Mister ten (albo eight, jak w przypadku Ursusa) per cent, który bierze swoje dziesięć czy choćby osiem procent od kontraktu. Ale nie on wszystko kasuje. Chyba że jest pazerny i nie chce się podzielić. Wtedy dochodzi do upadków prominentów, a nawet zamachów stanu, jeśli kliki, czasem klanowe albo plemienne, zawłaszczają dochody wyłącznie dla siebie. Zdaje się, że to był właśnie przypadek Alego Asifa Zardariego, męża pakistańskiej pani premier Benazir Bhutto.
Kontrola NIK sprzed roku nie wykazała, by Ursus przekazał prowizję Pakistańczykowi. Jeśli więc dawał, znaczy robota była profesjonalna. Może skuteczniejsza okaże się Prokuratura Wojewódzka w Warszawie, która na prośbę władz Pakistanu zajmuje się od czerwca tą sprawą.
Sztuka dawania łapówek jest wiedzą zbyt cenną, by na jej temat mogły powstawać podręczniki czy choćby instrukcje. Trudność z jej usystematyzowaniem wiąże się także z dynamicznie zmieniającą się jej praktyką. Są wszakże obszary, gdzie działać łatwiej. To kraje ustabilizowane, czyli despotie, dyktatury, ćwierćdemokracje, jak na przykład egipska.
Tam (wieczni) dyrektorzy departamentów ministerstw, naczelnicy wydziałów, szefowie licznych urzędów centralnych zarabiają śmieszne sto dolarów miesięcznie, a jeżdżą Mercedesami, mają domy w mieście i wille nad morzem. System łapówkarski kwitnie najlepiej na styku gospodarki państwowej i prywatnej, tam gdzie są koncesje, licencje, ulgi.