Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko z początkiem żniw ogłosił tzw. tryb nadzwyczajny funkcjonowania państwa. "Osobyj reżim". W państwowej telewizji, podporządkowanej prezydentowi prasie, oficjalnym radiu odbywa się wielki propagandowy "bój o urodzaj". Bitewna frazeologia, potoki statystyk, kombajniści - rekordziści. Ale przede wszystkim troskliwy gospodarz, co dnia - niczym deus ex machina - lądujący helikopterem wśród łanów. Dla wielu mieszkańców Białorusi to farsa, której się wstydzą, dla większości jednak (bo prezydent cieszy się poparciem większości) kojący powrót w przeszłość.
Głubinka. Prawdziwa głubinka, czyli głęboka prowincja, trzysta kilometrów od Mińska, gdzieś między Mohylewem a Orszą. Rozgrzebana szosa kończy się w rejonowym miasteczku Dribino. Na końcu głównej ulicy Dribina stoi piętrowy, zatęchły budynek. Na końcu ponurego korytarza na piętrze - gabinet przewodniczącego kołchozu Dribinskij Mikołaja Jurkowa. W kącie zwinięty sztandar ze złocistymi pomponami, w przeszklonym meblu - puchary zdobyte, gdy Mikołaj Jurkow ze śmiertelną powagą aktywisty komsomołu, a potem działacza komunistycznej partii bił się o urodzaje i podnosił wydajność z hektara.