Bill zachował się nieprzyzwoicie, nie dzwoniąc do swego przyjaciela Borysa przed atakiem na bazy islamskich terrorystów, a informując go po fakcie. Sekretarz prasowy Jelcyna Siergiej Jastrzembski dał absolutnie jasno do zrozumienia, że właśnie przede wszystkim dlatego oburzył się prezydent Rosji.
Jednak Jelcyn nie ma zamiaru czynić Clintonowi wielu wymówek z powodu jego tańca z tomahawkami. Chociaż Kreml tego oficjalnie nie przyznaje, amerykański atak na bazy saudyjskiego terrorysty Osama ibn Ladena, a w rezultacie - konflikt między Talibami (rządzącymi Afganistanem) a Waszyngtonem jest tym, o czym Rosjanie mogli marzyć. Wcześniej USA były skłonne uznać rząd islamskich fundamentalistów w Afganistanie, tym bardziej że amerykańska kompania UNOCOAL wiązała z umocnieniem się Talibów w Kabulu plany budowy przez Afganistan rurociągu, eksportującego ropę i gaz z Azji Środkowej nad Ocean Indyjski. Rosja natomiast obawia się destabilizującego wpływu radykalnych islamistów na środkowoazjatyckie państwa WNP i na Północny Kaukaz. Teraz Jelcyn może spokojnie powiedzieć Clintonowi, wracając do sprawy terrorystycznego ataku na szpital w Budionnowsku: - Mówiłem ci przecież Bill, że z tymi islamskimi terrorystami ze strasznymi czarnymi opaskami na głowach nie ma żartów, a ty mi opowiadałeś o prawach człowieka w Czeczenii. Widzisz, wiceprezydent Czeczenii Wacha Arsanow już grozi Ameryce aktami odwetu.
Jeśli prezydenci Rosji i USA przyjmą jakieś oświadczenie o konieczności solidarnego współdziałania w zwalczaniu terroryzmu, jeszcze jeden człowiek w Moskwie będzie mógł z satysfakcją stwierdzić: - Przecież uprzedzałem. Już w 1980 r. Jewgienij Primakow, który był wówczas profesorem Instytutu Krajów Azji i Afryki, ostrzegał Amerykanów przed wykorzystywaniem islamu do własnych celów strategicznych, uprzedzając, że miecz ten ma dwa ostrza, z których tylko jedno jest antyradzieckie.