Archiwum Polityki

Jesienne prosię

Lato na szczęście już za nami. Podczas wakacji spędzonych w miejscach tortur pozwalających nam schudnąć, nabrać tężyzny fizycznej, dzięki którym możemy przez kolejne miesiące ciężko pracować, marzyliśmy o restauracyjnym stole, przy którym będziemy mogli ze smakiem odzyskać to, co właśnie utraciliśmy. I oto nadeszła pora, gdy w imieniu naszych czytelników krążymy po Warszawie szukając miejsc, w których jeszcze nie byliśmy lub których dawno nie odwiedzaliśmy.

Obie odwiedzone restauracje specjalizują się w daniach polskich. A nic bardziej polskiego - jak twierdzi wybitny znawca kuchni, autor wielu przepisów i książek Marek Łebkowski - niż prosię pieczone na rożnie. Podajemy więc przepis, który nie każdy z czytelników będzie mógł wykorzystać. I wtedy zapewne podążą państwo w nasze ślady i pobiegną do restauracji. Może jednak znajdą się i tacy, którzy będą kręcić rożnem.

Tym razem podając przepis dokładnie sprawdzaliśmy, czy nie wkradły się jakieś pomyłki. W poprzedniej bowiem rubryce skompromitowaliśmy się pisząc, że spaghetti alla carbonara zawiera pokrojone jaja na twardo. Wytknął to nam znawca kuchni włoskiej i nasz stały czytelnik, młody historyk Paweł Bravo, pisząc pełen oburzenia list: "Skąd te jaja na twardo?! W istocie, popularna i łatwa w przygotowaniu ťcarbonaraŤ ma pecha w Polsce, bardzo często widuję ją w postaci makaronu ze ściętą jajecznicą, co świadczy o skrajnej nieudolności kucharza; ale nigdzie, nawet w Polsce, nie przyszło nikomu do głowy wkrajać do makaronu jajka na twardo. Są różne warianty (można jajka rozbełtane ze śmietaną i parmezanem lekko podgrzać na patelni, zanim połączy się je z makaronem, można też po prostu wymieszać gorący makaron z nie podgrzaną miksturą jajeczną), ale każdy przewiduje stosowanie surowego jajka". Przepraszamy i obiecujemy większą skrupulatność. Zwłaszcza w przepisach. A teraz zapraszamy do stołów.

Kuchcik

Na szlaku królewskim, przy Nowym Świecie, jest niewielka restauracja, a pod nią winiarnia. W szale zmieniania nazw ta została utrzymana, mimo że Kuchcik był Kuchcikiem także w czasach PRL-u. Widać nie jadali tu ówcześni prominenci, o których kucharze i obecni właściciele lokalu chcieliby szybko zapomnieć.

Z tamtych lat pozostała także w karcie potrawa, dla której od czasu do czasu do Kuchcika wpadali stołeczni smakosze.

Polityka 37.1998 (2158) z dnia 12.09.1998; Społeczeństwo; s. 88
Reklama