Żeby przetrwać miniony tydzień na giełdzie, nieważne w Paryżu, Warszawie czy Hongkongu, trzeba było mieć nerwy ze stali. Wszystkie indeksy falowały w takt kolejnych wydarzeń i wypowiedzi polityków. Jak nieprzyjemne echo nieustannie powracało pytanie: czy światu grozi wielki kryzys? Tym razem nikt nie był skłonny go lekceważyć.
Najmniej wątpliwości w tej sprawie miał bodaj Bill Clinton. Występując przed Radą ds. Stosunków Zagranicznych w Nowym Jorku uznał, że mamy oto do czynienia z największym wyzwaniem stojącym przed światem w tej połowie stulecia. Clinton wystosował też apel: największe potęgi gospodarcze świata muszą działać razem, by pobudzić światowy wzrost gospodarczy. Inaczej dojdzie do najgorszego. Jednak obradujący w minionym tygodniu ministrowie finansów i spraw zagranicznych siedmiu najbogatszych krajów świata G-7 na razie nie zdecydowali się na podjęcie wspólnej, skoordynowanej akcji obniżki stóp procentowych, co mogłoby ożywić popyt i ułatwić odzyskanie równowagi.
Na indywidualne posunięcie w tym samym kierunku nie zdecydował się też Alan Greenspan, niezwykle wpływowy i niezależny szef amerykańskiegu Urzędu Rezerwy Federalnej. Brak w jego wystąpieniu nawet wzmianki na temat możliwości obniżki w USA stóp procentowych giełdy przyjęły z rozczarowaniem objawiającym się kolejnymi spadkami notowań. Oliwy do ognia dolał George Soros przewidując, że kryzys w Rosji może się tylko pogłębić, międzynarodowy system bankowy okazał się słaby i niewydolny, a kolejną jego ofiarą będą kraje Ameryki Łacińskiej. Po takiej serii ciosów w plecy na giełdy nie mógł powrócić optymizm.
Coraz częściej słychać opinie, że gospodarka światowa stoi u progu kryzysu znacznie głębszego niż ten, który się zaczął w 1929 r. To czarny scenariusz, ale całkiem wykluczyć go nie można. W ostatnich latach doszło bowiem do daleko posuniętej liberalizacji przepływów kapitałowych w skali regionalnej i międzynarodowej, zniesienia w wielu krajach ograniczeń dewizowych i prawie nieograniczonej swobody w poczynaniach instytucji finansowych.
Co więcej, w wyniku tych zmian nastąpiło oderwanie się rynków finansowo-kapitałowych od rzeczywistej gospodarki, tzn.