Archiwum Polityki

Poniżej pasa

Nawet premiera "Titanica" nie była tak wyczekiwana. W ubiegły poniedziałek telewizja amerykańska nadała talk-show totalny z przywódcą świata w roli aktora wysokobudżetowego filmu pornograficznego. Dodatkowy plus: w tle naturalne wnętrza Białego Domu. W połowie widowiska główny bohater krzyczy i niemal zrywa przedstawienie. Efekty specjalne: prokurator - zamiast zakazać rozpowszechniania pornografii - sam prowadzi narrację w filmie.

Ameryka bardzo się zmieniła. Kiedy w 1974 r. prezydent Richard Nixon ustąpił ze stanowiska, aby uniknąć procesu (impeachment), to chociaż ówczesny prokurator specjalny dysponował autentycznym materiałem obciążającym (włamanie do siedziby partii opozycyjnej, zatajanie dowodów, próba zatuszowania śledztwa) - jego raport nigdy, przez prawie 25 lat nie został ujawniony. Dostarczono go poufnie sędziemu nadzorującemu sprawę, a dowody - komisji sądowniczej Izby Reprezentantów.

Teraz ta sama komisja sądownicza ujawnia materiały nie tylko przed orzeczeniem, czy Clintona oskarżyć, ale nawet podjęciem decyzji, czy w ogóle wszcząć śledztwo przeciw niemu. "Ujawnienie materiałów w tym stadium nie jest ani legalne, ani moralne" - ocenia Leon Panetta, były szef personelu Białego Domu.

"Dziś Kongres pracuje przy otwartej kurtynie. Komisje większość posiedzeń odbywają publicznie, sesje są w zasięgu mikrofonów i kamer dziennikarzy. Społeczeństwo oczekuje, że sam proces podejmowania decyzji i rządzenia będzie widoczny i przejrzysty" - tłumaczy Paul Randquist, profesor administracji z Waszyngtonu, pracujący dla Kongresu. Jednak w powszechnej niemal ocenie przesłuchanie Clintona miało charakter "żenujący, upokarzający i jawnie pornograficzny". Nic dziwnego więc, że w głównej audycji publicystycznej Ameryki "Larry King Live" członkowi komisji sądowniczej, republikaninowi Bobowi Barrowi zarzucono rozpowszechnianie pornografii. "Przecież to robił Clinton" - bronił się oburzony kongresmen. Ale przecież wydawca pornografii także sam nie pozuje do zdjęć, on je tylko powiela - odparował dziennikarz. Na to znów Barr kąśliwie zauważył, że właśnie Larry King i CNN będą eksploatować temat godzinami.

Większość republikańska w komisji nie tyle chce pełnego procesu (impeachment) Clintona, ile chce mu dopiec do żywego, ale płomieniem małym, powoli, sadystycznie.

Polityka 39.1998 (2160) z dnia 26.09.1998; Świat; s. 17
Reklama