Archiwum Polityki

Wejdą? nie wejdą?

Drugiego września rosyjska Duma odrzuciła kandydaturę Czernomyrdina na premiera, ceny dolara w kantorach skoczyły do 12 rubli, a moskiewskie metro i rozmowy telefoniczne podrożały o połowę. Dokładnie tego samego dnia o połowę spadł także ruch na przejściach granicznych w województwach: bialskopodlaskim, chełmskim i zamojskim. Rosyjskojęzyczni handlarze nagle wyparowali z krajowych bazarów.

- Z urlopu wróciłam i w szoku jestem - mówi Natasza, która kilka lat temu zaczynała od łóżka z krawatami pod Rotundą, a dziś ma na Stadionie stoisko z damską konfekcją.

Niedziela trzynastego września, Natasza uśmiecha się smutno. Jej ostatni zapis o sprzedaży pochodzi z dziewiątego: dwie zielone apaszki, siedem złotych na czysto. W ciągu dwóch tygodni oprócz tych apaszek udało jej się sprzedać jedną sukienkę i cztery płaszcze. Zarobiła na tym może sto złotych, podczas gdy miesięczny karnet kosztuje ją ponad dziesięć razy więcej. Stukając w swój kalkulator przyznaje, że już go we wrześniu nie odrobi. Kalkulator wyświetla właśnie liczbę 42. Dokładnie tyle złotych powinna codziennie zarobić na czysto, żeby wyjść na swoje. Ostatnio udało jej się to w czerwcu.

Białoruś z drobnymi w garści

Jeszcze rok temu o towar trzeba się było bić, bo wszystkiego było za mało. - Trzy dni spędzało się w kolejce u hurtownika, a przez następne trzy dni się sprzedawało - wspomina Tadeusz, 40 lat, handlujący na białostockim bazarze od samego początku. Handel ruszał w ciemnościach o czwartej rano. Z busów i autokarów wysypywała się zaspana, uzbrojona w walutę Rosja i Białoruś, w drewnianych budach z napisem "kantor" szeleściły dolary. Lokalne szwalnie nie nadążały z szyciem, a on sprzedawał i po sto kurtek i płaszczy dziennie. Kiedy przyjeżdżała Moskwa, cena nie grała roli.

Ale w Białymstoku Moskwy nikt nie widział od tygodni. - Dzisiaj sprzedałem jedną kurtkę jakiejś Polce, wczoraj nic, przedwczoraj jedną. A to leży od zeszłego roku - Tadeusz pokazuje palcem wieszaki uginające się od 90 damskich płaszczy z kreszu. I wylicza, że od początku roku dokłada do interesu po 500 złotych miesięcznie.

Krzysztof Putra, jeden z szefów białostockiego bazaru, codziennie liczy auta z obcą rejestracją stające na parkingu.

Polityka 39.1998 (2160) z dnia 26.09.1998; Gospodarka; s. 66
Reklama