Archiwum Polityki

Król Ubu-dubu

Po czterech latach Vladimir Mecziar oddaje władzę. Wielu uważa, że jako opozycjonista będzie mógł skutecznie punktować rząd i niedługo, w chwale, powróci na stanowisko premiera. Ale czy rzeczywiście ten mocny człowiek Słowacji, wszechwładny gospodarz, potrafi odnaleźć się w opozycji?

W sobotę, po zamknięciu urn wyborczych opozycyjna telewizja Markiza ogłosiła zwycięstwo antyrządowej Słowackiej Koalicji Demokratycznej (SDK) Mikulasza Dzurindy nad ugrupowaniem Vladimira Mecziara, Ruchem na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS). Z kolei telewizja publiczna palmę pierwszeństwa przyznała partii premiera. I rzeczywiście, w liczbach bezwzględnych HZDS został zwycięzcą wyborów: zdobył 27 proc. głosów. Zwycięstwo nie okazało się jednak równoznaczne z triumfem; premier, mając przeciwko sobie w parlamencie większość dotychczasowej opozycji, niemal na pewno utraci władzę. Jedyny sojusznik Mecziara, Słowacka Partia Narodowa (SNS), wprawdzie znajdzie się w parlamencie, ale to nie wystarczy do odbudowania silnej koalicji.

Niewykluczone, że Mecziar spróbuje podkupić ofertą rządowych stanowisk niektóre z opozycyjnych ugrupowań, na przykład swych dawnych kolegów z Partii Porozumienia Obywatelskiego (SOP) Rudolfa Szustera, ale to mało prawdopodobne. Poza tym, nawet ewentualny alians z SOP nie gwarantuje sukcesu - opozycyjna SDK wraz z Partią Lewicy Demokratycznej (SDL) oraz Partią Węgierskiej Koalicji (SMK) mają razem ponad połowę głosów, czyli 80 mandatów, co stanowi parlamentarną większość. Należy więc przypuszczać, iż SOP (mająca 13 mandatów) nie opuści bloku antymecziarowskiego, zapewniając mu znaczną stabilność.

Poza parlamentem znalazło się zasłużone dla słowackiej demokracji ugrupowanie byłego premiera Jana Czarnogurskiego, Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH). Nie dojdzie tym samym do koalicji lewicowo (a nawet postkomunistyczno) - chadeckiej. W ogóle sojusz ugrupowań demokratycznych zawiązał się bardziej przeciw niż za - jego spoiwem była walka z władzą Mecziara, a nie wspólny program poprawy sytuacji polityczno-gospodarczej. Dlatego też liderów partii, które sięgają po władzę, czekają długie i ciężkie rozmowy.

Polityka 40.1998 (2161) z dnia 03.10.1998; Wydarzenia; s. 16
Reklama