Archiwum Polityki

Księga przygód

W dość nerwowej atmosferze, w przeddzień zjazdu Solidarności, koalicja rządowa zawarła porozumienie w sprawie reformy podatkowej. Wiadomo, że zasadnicze zmiany podatków nastąpią dopiero w 2000 r. Tekst porozumienia jest bardzo zdawkowy i ani razu nie pojawia się w nim odwołanie do Białej Księgi Podatków, ogłoszonej w końcu sierpnia przez Ministerstwo Finansów. Ale nie ma też żadnych zapisów sprzecznych z propozycjami ministerstwa.

Leszek Balcerowicz, choć proponował radykalną i szybką reformę, nie wydaje się szczególnie rozczarowany koalicyjnymi uzgodnieniami (patrz "Gość Polityki" s. 13). I chyba ma rację. Przypomnijmy, że w Białej Księdze Podatków Leszek Balcerowicz i jego współpracownicy proponowali wprowadzenie docelowo jednej 22-procentowej stawki podatku dochodowego, takiej samej dla osób fizycznych (PIT) i przedsiębiorstw (CIT). Wiązałoby się to z likwidacją niemal wszystkich obowiązujących obecnie ulg z jednoczesnym podwojeniem tzw. kwoty wolnej od opodatkowania. Po dyskusji rząd zdecydował, że w 1999 r. pozostają dotychczasowe stawki PIT, do 32 proc. obniżona będzie stzwka CIT, zlikwidowane zostaną ulgi budowlane i inwestycyjne.

Biała Księga wywołała polityczną burzę (pisaliśmy o tym w art. "Na linii ognia" POLITYKA 39). Nawet zwolennicy podatkowego planu Balcerowicza krytykowali moment ogłoszenia propozycji (przed wyborami samorządowymi i przed zjazdem Solidarności) oraz brak wcześniejszych konsultacji z koalicyjnym partnerem, nie mówiąc już o opozycji. Wicepremier tłumaczył, że po pierwsze - o swoich intencjach informował już w maju, a po drugie - ze względów technicznych (dane podatkowe za 1997 r. stały się dostępne dopiero w końcu lipca) nie było możliwe wcześniejsze opracowanie Białej Księgi. Niemniej, takie jednostronne ogłoszenie założeń reformy podatkowej uraziło ambicje polityków z AWS, wzbudziło podejrzenia, że chodzi tu o ofensywę polityczną UW i łatwo uzasadniło faktyczną odmowę podjęcia dyskusji o meritum sprawy.

W retoryce politycznej jest coś takiego jak "reguła pierwszej opinii". Polityk, jeśli już wypowie publicznie swoją opinię, stara się jej trzymać za wszelką cenę, aby nie być posądzonym o chwiejność, uleganie wpływom bądź zabieranie głosu bez znajomości rzeczy.

Polityka 40.1998 (2161) z dnia 03.10.1998; Wydarzenia; s. 18
Reklama