Archiwum Polityki

Clinton numer pięć

Nie ma co się spieszyć z wieszaniem klepsydry o politycznej śmierci Williama Jeffersona Clintona. Jest bardzo osłabiony, to prawda. Nie ma żadnej ideologii, żadnej busoli - możliwe. Kłamał prosto do kamery jak zawodowy aktor - wszyscy widzieli. Ale ma podstawowe cechy znakomitego polityka: zdolność przetrwania (ulitimate survivor) oraz umiejętność wymyślenia siebie na nowo. Po skandalu z Moniką - będzie to wersja piąta.

Clinton nr 1 - Późna władza dzieci kwiatów

Bill Clinton w 1992 r. wygrywał wyścig do Białego Domu z Georgem Bushem w atmosferze pokoleniowej rewolucji. Oto pierwszy, urodzony po Wielkiej Wojnie prezydent, zrywający z oglądaniem się wstecz (hymn wyborczy Clintona: "Wczoraj przeminęło, liczy się tylko jutro"), wolny od waszyngtońskich układów, nie obciążony Wietnamem i Watergate, jawnie przyznający się do duchowych więzi z dziećmi kwiatami, które teraz tworzyły średni i wyższy personel wielkich, przemysłowych korporacji.

Obietnice sypał hojną ręką: reforma ubezpieczeń, reforma zasiłków dla bezrobotnych, reforma służby zdrowia, reforma systemu edukacji, redukcja podatków. "Zachowanie fundamentów naszego narodu wymaga dogłębnych przemian", powtarzał Clinton za Jeffersonem. Najważniejszym jego atutem było jednak to, że amerykańska gospodarka u schyłku prezydentury Busha kulała. USA przeżywały recesję, kurczyła się liczba miejsc pracy, rosło bezrobocie. Kraj odczuwał następstwa reaganowskiego sztucznego pompowania koniunktury.

Clinton rozpoczął z rozmachem od wielkiego skrętu na lewo. Jego skądinąd ciekawy program zmian w systemie opieki zdrowotnej i emerytalnej (Medicare i Medicaid) został jednak źle przygotowany propagandowo. Na czele zespołu powołanego do opracowania i przeprowadzenia reform stanęła jego żona, Hillary. Ambitna i energiczna Pierwsza Dama, starannie wykształcona, pochodząca z zamożnej rodziny, reprezentującej tak zwany stary, amerykański pieniądz, zaczęła szybko dominować nad politycznym wizerunkiem męża.

Ameryka, tak silnie opowiadająca się za równouprawnieniem kobiet, po raz pierwszy stanęła dęba i głośno protestowała przeciwko prezydentowi w spódnicy. Zaraz potem przyszły kolejne źle przyjęte posunięcia: równouprawnienie homoseksualistów w armii, próby delegalizacji nikotyny, ale przede wszystkim dalsze poszerzanie struktur administracyjnych państwa i rozbudowywanie aparatu opieki społecznej.

Polityka 40.1998 (2161) z dnia 03.10.1998; Świat; s. 46
Reklama