Siejące spustoszenie lokalne epidemie grypy co roku przetaczają się przez biura i fabryki - powodując ogromne straty finansowe. Jeden kichający zagrypiony pracownik prawdopodobnie zarazi wszystkich dookoła. Wirusy grypy są niezwykle przebiegłe - chory zakaża innych już na dobę przed tym, kiedy poczuje się naprawdę chory. Rozprzestrzeniają się drogą powietrzną razem z cząsteczkami rozpylanymi podczas kichania i kaszlu. Są wszędzie tam, gdzie zakażeni ludzie: w tramwajach, samolotach, kinach, kolejkach na poczcie i w banku. Widmo pustoszejących za sprawą grypy biurowców i fabryk przeraża pracodawców. Dlatego coraz chętniej fundują swoim pracownikom szczepienia przeciwko grypie.
zobacz także: Jak walczyć z wirusem?
Pieniądze zainwestowane w szczepienia, które notabene traktuje się jako koszt uzyskania przychodu firmy, zwracają się pracodawcy z nawiązką. Po pierwsze nie wydaje wówczas pieniędzy na zasiłki chorobowe dla pracowników (jeśli choroba trwa krócej niż 35 dni wypłaca go właśnie pracodawca) i unika strat związanych ze spadkiem produkcji. Badanie przeprowadzone w Zakładach Azotowych w Puławach w sezonie grypowym 1996/97 pokazało, że zaszczepieni pracownicy nawet czterokrotnie rzadziej niż niezaszczepieni korzystali ze zwolnień lekarskich, których powodem były choroby oznaczone numerami statystycznymi 487 i 465, czyli grypa i infekcje grypopodobne.
- Ocenia się, że koszt zasiłku chorobowego wypłacanego jednej osobie jest równy kosztom zaszczepienia co najmniej 10 pracowników - tłumaczy Beniamin Krasicki, dyrektor regionalny Falcka, jednej z firm organizujących szczepienia w zakładach pracy. Szczepienie dużej grupy pracowników nawet w ekskluzywnej firmie medycznej, łącznie z badaniem lekarskim i wykonaniem zastrzyku, może kosztować mniej niż sama szczepionka w aptece.