Archiwum Polityki

Planeta seksu

Senatorzy zgłosili projekt zakazu pornografii. Tymczasem dyskusje, co nią jest, a co nie jest, stają się coraz bardziej jałowe. Nie tylko dlatego, że nowy kodeks karny nie definiując zjawiska, w określonych warunkach legalizuje pewne jego formy. I nie tylko dlatego, że nie da się wyznaczyć granicy między ostrzejszą erotyką a lżejszą pornografią. Po prostu - seks na pokaz i na sprzedaż stał się segmentem kultury. Wciska się wszędzie. Do kin, telewizji, reklamy.

Pod koniec września w warszawskim klubie Planeta odbył się I Międzynarodowy Festiwal Tylko Dla Dorosłych Eroticon ´98. Wtajemniczeni wiedzieli, że jeśli imprezę organizuje magazyn "Superwamp", dostępne w kioskach pisemko pornograficzne, będzie nie tylko goło i wesoło, ale całkowicie bezpruderyjnie. Zapowiadał to zresztą program festiwalu, w którym obok targów gadżetów erotycznych znalazły się próbki teatru sado-maso, tudzież pokazy seksu lesbijskiego. Dziennikarze liczyli na jakiś skandal. Wszak 100 metrów od klubu stoi kościół. Była więc okazja do zamanifestowania swojego stanowiska przez tak zwykle aktywne organizacje walczące z pornografią.

zobacz także: Ze zgłoszonego przez AWS senackiego projektu zmian nowego kodeksu karnego

Do skandalu nie doszło, ale to bynajmniej nie znaczy, że nie ma sprawy. Dziś nie trzeba czytać "Historii seksualności" Michela Foucaulta, żeby widzieć, iż seks to nie tylko kwestia biologii, nawet nie tylko kwestia kultury, ale także - polityki. Wystarczy przeczytać raport prokuratora Starra i choć cząstkę niezliczonych komentarzy o aferze rozporkowej prezydenta Clintona. Z jednej strony święte oburzenie - już to na niemoralnego Clintona, już to na inkwizytorskiego Starra, z drugiej - rozważania o wpływie afery na amerykańską politykę wewnętrzną i zewnętrzną.

Dla nas najistotniejsze winny być w tym wszystkim polskie echa afery. Oto w jednym z programów telewizyjnych wystąpił prezydencki prawnik minister Ryszard Kalisz, były doradca Lecha Wałęsy Lech Falandysz oraz poseł Stefan Niesiołowski. Jak można było się spodziewać, Kalisz brał w obronę Clintona, Niesiołowski z całą mocą go potępiał. Jedynie prof. Falandysz wprowadził element niespodziewanej konsternacji, gdyż ani nie bronił, ani nie potępiał amerykańskiego prezydenta, jeno w toku dyskusji zwrócił się do posła Niesiołowskiego tak mniej więcej: cóż by pan odpowiedział, jeśliby zapytano, czy za młodu się pan onanizował?

Polityka 43.1998 (2164) z dnia 24.10.1998; Społeczeństwo; s. 92
Reklama