Archiwum Polityki

Przedostania posługa

Gorliwi lekarze nie są skłonni oddać naturze tego, co jej się należy. Intubują, reanimują, tną. W dobrej wierze szukają ratunku, nawet gdy go już nie ma. Ale kiedy nie ma ratunku, pozostaje troska najbliższych.

Zanim nadeszła era naukowej medycyny, wiekowe staruszki i staruszkowie gaśli jak płomień świecy - w otoczeniu rodziny. Dziś wielu umiera samotnie, za szpitalnym parawanem.

Co roku: 385 tysięcy. Co setny Polak. Oduczyliśmy się obcowania ze śmiercią. Odesłaliśmy ją w sfery metafizyczne i w zaduszkowy rytuał, stała się nam obca i daleka, a przecież - paradoksalnie - jest ostatnim elementem życia. Jest w ludzkie życie wpisana. Zaniedbujemy ten ostatni moment życia naszych bliskich, a potem rozpamiętujemy go wśród wyrzutów sumienia.

Filozofowie i poeci piszą o śmierci, choć rzadko ją oglądają. Lekarze i pielęgniarki oglądają ją często, ale nie potrafią o niej pisać. - Przerażająca, zaskakująca, straszna, niegodna, samotna - to najczęstsze przymiotniki, którymi pielęgniarki określają śmierć. Zapytała je o to Krystyna Chałabis-Gnat, która dla potrzeb pracy magisterskiej na Wydziale Pielęgniarstwa w lubelskiej Akademii Medycznej przygotowała ankietę dla koleżanek opiekujących się umierającymi na szpitalnych oddziałach hematologii, chirurgii i reanimacji.

Na czele listy umieściły przymiotniki bolesne i przykre, w których odbijają się najpospolitsze wyobrażenia o śmierci. Jakby nie była naturalnym przeznaczeniem nas wszystkich. O śmierci nieuniknionej, pogodnej, oduczyliśmy się mówić.

Z ankiet wynika, że prawie trzy czwarte śmiertelnie chorych jest świadomych, że zbliża się koniec ich życia. Nieliczni przyznają się do tego. - Dziś zmarł mój przyjaciel, z którym jeszcze wczoraj rozmawiałem. Podczas pożegnania padł mi w ramiona, jakby przeczuwał nasze ostateczne rozstanie. W jego spojrzeniu był jakiś dziwny smutek, ale i spokój. On czuł, że widzimy się po raz ostatni.

Polityka 44.1998 (2165) z dnia 31.10.1998; Raport; s. 4
Reklama