28 listopada wchodzi w życie znowelizowana ustawa lustracyjna. Z dużym opóźnieniem w syosunku do innych krajów wychodzących z komunizmu zacznie się w Polsce formalny proces rozliczeń z przeszłością. Rozliczeń i pora-chunków. Kto ma teczki, ten ma władzę - temu przekonaniu hołdowało przez lata wielu polskich polityków. Teraz niektóre teczki komunisty-cznych służb specjalnych mają zostać otwarte. Na początek zlustrowana będzie biografia osób zajmujących najwyższe funkcje w państwie i pełniących zawody wymagające szczególnego społecznego zaufania: sędziów, prokuratorów, adwokatów. Władza nad teczkami - z rąk polityków - przejdzie w ręce rzecznika interesu publicznego i sądu.
Rozpoczęcia procesu lustracji nie powstrzymuje orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował dwa przepisy z kwietnia 1997 r. O tym, czy będą one obowiązywać, czy też ustawa będzie funkcjonować bez nich, zadecyduje Sejm.
Dalszym etapem ujawniania archiwów ma być utworzenie Instytutu Pamięci Narodowej (patrz ramka) i udostępnianie zawartości archiwów PRL - owskich służb specjalnych osobom poszkodowanym przez system. Stosowną ustawę przyjął ostatecznie Sejm i czeka ona na decyzję prezydenta. Bez względu na to, jaka ona będzie, wydaje się, że bardziej powszechny niż w przypadku lustracji dostęp do akt jest przesądzony.
Im dalej od przełomu z 1989 r., tym silniejsze społeczne zapotrzebowanie na lustrację. Do 1993 r. było jeszcze niewielkie. Sondaże opinii publicznej pokazywały, że zaledwie jedna trzecia badanych przez różne ośrodki uznawała przeprowadzenie lustracji za rzecz ważną. Dziś ta liczba sięga 70 proc.
Także ugrupowania polityczne miewały zmienny stosunek do problemu. W kampanii wyborczej 1993 r. hasła lustracyjno-dekomunizacyjne nie miały praktycznie żadnej nośności, o czym zaświadczyła wielka wygrana Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz klęska ugrupowań prawicowych. Wyraźny zwrot nastąpił po przejęciu władzy przez koalicję SLD-PSL, która ten problem długo chowała pod suknem. Zapewne zbyt długo. Nierozliczona przeszłość dawała bowiem znać o sobie wybuchającymi pomówieniami o agenturalność (m.in. sprawa Olina) i w miarę upływu czasu leżące w archiwach teczki nabierały rzeczywiście mocy tykającej bomby zegarowej.
Po prawej stronie sceny politycznej przez lata ugruntowało się przekonanie, że jednym z największych grzechów tych, którzy objęli władzę w 1989 r. było zaniechanie lustracji. Krzysztof Kozłowski, pierwszy niekomunistyczny minister spraw wewnętrznych, przez lata odpiera podobne ataki: - Jeżeli ktoś mi mówi, że w 1990 r.