Archiwum Polityki

Związkokracja

Polską rządzą związki zawodowe. Tak mówi nawet Lech Wałęsa, twórca potęgi i mitu Solidarności. Poza Polską nie ma drugiego kraju europejskiego, w którym działacze związkowi stanowiliby trzon władzy wykonawczej i parlamentu. A jednocześnie związki zawodowe ani na chwilę nie przestają walczyć z rządem, innymi związkami, a nawet same ze sobą, czego symbolem jest przemarsz Mariana Krzaklewskiego na czele wielkiej demonstracji antyrządowej czy zażarty konflikt między Solidarnościami poczty i telekomunikacji. Dziś protestuje zbrojeniówka i anestezjolodzy, głodują górnicy, akcją nieposłuszeństwa grożą związkowcy z telewizji publicznej, kolejarze właśnie zmusili do dymisji ministra transportu, a stolicę znów najechał Andrzej Lepper z kolegami z innych organizacji rolniczych. Nie dość na tym: związki zażądały prawa do opiniowania budżetu państwa, co byłoby oczywistym wtargnięciem w kompetencje rządu i Sejmu. Władze polityczne, i to nie tylko obecna ekipa Solidarności, wydają się być onieśmielone potęgą związkową. Jakże bowiem powiedzieć, że "protest społeczny" może być przejawem bezwstydnego egoizmu; jak wysłać policję przeciwko "zdeterminowanym rolnikom i robotnikom" paraliżującym miasto, jak pociągnąć do odpowiedzialności organizatorów nielegalnych strajków, skoro po drugiej stronie są koledzy-związkowcy, a ponadto można narazić się na zarzut, że kiedyś to samo robili komuniści?

Związki to niemal oddzielne państwo, siła, która wywróciła już jeden rząd III RP i mocno podkopywała kilka innych. Ich historyczna rola jest nie do podważenia, Solidarność była pierwszym masowym ruchem oporu w powojennej Polsce, który musiał korzystać z przebrania związku zawodowego. Właśnie Solidarność przyczyniła się do specyficznego, polskiego modelu syndykalizmu. Nigdy nie było wyraźnej granicy między tym, co polityczne, a tym, co związkowe. Solidarność nie walczyła przede wszystkim o wolne soboty, ale o wolną Polskę, nawet jeśli nie wszyscy zdawali sobie wtedy z tego sprawę. Dlatego związki zawodowe długo jeszcze będą miały u nas specjalny status, legendę i poczucie misji.

W Sądzie Wojewódzkim w Warszawie zarejestrowano ok. 340 związków ogólnopolskich (ten stan zmienia się niemal z dnia na dzień, a inwencja nie słabnie, i tak istnieje na przykład Katolicki Związek Maszynistów PKP). Trudno jednak dokładnie ustalić liczbę "uzwiązkowionych" obywateli naszego kraju. Wiadomo na pewno, że maleje ona z roku na rok. Jeszcze dwa lata temu OPZZ podawał, iż ma, łącznie z emerytami, ok. 4,5 - 4,7 mln, jeszcze pół roku temu miało to być 3,5 mln członków. Solidarność natomiast na początku roku przyznawała się do ok. 1,7 mln. Dzisiaj, w grudniu 1998 r., dane mocno urealniono i wynik jest dość zaskakujący. Nagle kierownictwo OPZZ twierdzi, że grupuje dziś łącznie ok. 3 mln członków. Solidarność zaś, że ok. 1,2 mln członków. - Te dane trudno w pełni zweryfikować - mówi Leszek Jankowski, skarbnik Komisji Krajowej NSZZ "S" - czasem organizacja związkowa w jakimś zakładzie zanika, nie informując o tym zarządu regionu.

Inne związki pracownicze liczą po kilkanaście, kilkadziesiąt, maksymalnie nieco ponad sto tysięcy osób (patrz tabela). Tak nagła redukcja członków w ciągu krótkiego czasu wskazuje, że na pewno poprzednie dane były znacznie zawyżane.

Polityka 50.1998 (2171) z dnia 12.12.1998; Raport; s. 3
Reklama