Archiwum Polityki

Liberalizm bez liberałów

Jan Krzysztof Bielecki, ur. 1951 r., absolwent Uniwersytetu Gdańskiego (ekonomia), członek “S" i KLD, premier rządu RP (1991 r.), minister do spraw integracji europejskiej (1992 r.). Obecnie jest dyrektorem wykonawczym Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie.

Mija dziesięć lat od Pierwszego Kongresu Liberałów, który odbył się 13 grudnia 1988 r. W ciągu tych lat polscy liberałowie przeżyli czas ciekawy, acz burzliwy: rządzili, odnosili sukcesy wyborcze i ponosili klęski, wreszcie zniknęli jako samodzielna partia. Aż prosi się, by zapytać - czujecie się bardzo przegranymi?

Wprost przeciwnie, ja i moi koledzy z dawnego Kongresu mamy poczucie sukcesu. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że cała Polska, że politycy tak wielu obozów będą mówić naszym językiem. W 1988 r. nasz sposób myślenia o gospodarce, o wolności człowieka mógł się wydawać wręcz odjazdowy, a potem to wszystko realizowało się w praktyce i do dzisiaj podstawowe zasady Kongresu Liberałów funkcjonują jako polityczne drogowskazy. Niezależnie od tego, czy mamy rząd Jerzego Buzka, czy rząd, w którym działał Grzegorz Kołodko, pewne elementy są niezmienne. Prywatyzacja postępuje, elementarna dyscyplina finansowa obowiązuje, rola państwa jest sukcesywnie ograniczana. Polska zbliża się do świata zachodniego. I jest wreszcie wolność odmieniana przez wszystkie przypadki. Powiem zarozumiale, że Polska dlatego odnosi sukcesy, że trzyma się zasad liberalnej demokracji. Nie tylko w gospodarce.

Chce mi pan powiedzieć, że ostał się liberalizm bez liberałów?

Trochę tak jest, ale to nie musi oznaczać poczucia przegranej. Czym i kim byli wtedy w 1988 r. liberałowie? Szkołą myślenia i grupą koleżeńską. Jako grupa koleżeńska przetrwaliśmy, jako szkoła myślenia odnieśliśmy sukces. Zakładaliśmy Kongres w poczuciu niezgody na to, że system zaszczepiony w Polsce zdolny był do wyprodukowania Trabanta, w czasie gdy Zachód produkował Mercedesa. W dodatku pomiatano naszą godnością zmuszając nas do uczestniczenia w masówkach, na których należało krzyczeć: niech żyje Trabant!

Polityka 50.1998 (2171) z dnia 12.12.1998; Kraj; s. 27
Reklama