Generał Wojciech Jaruzelski nie żyje, Lech Wałęsa wyplata kobiałki w spółdzielni inwalidów, papież na emeryturze, Jerzy Popiełuszko jest biskupem, Adam Michnik doradza chińskim władcom. Oddaliśmy ziemie zwane kiedyś odzyskanymi, miasta są zniszczone, a rządząca partia nadal jeździ po instrukcje do Moskwy. Tak w wizji Edwarda Redlińskiego mogłaby wyglądać współczesna Polska, gdyby 13 grudnia roku pamiętnego nie został wprowadzony stan wojenny. Dalsze szczegóły w wydanej właśnie książce "Krfotok".
Na pierwszy rzut oka "Krfotok" jest powieścią z gatunku political fiction. Od dawna powstają na Zachodzie książki przedstawiające hipotetyczne sytuacje, np. jak wyglądałby świat po wojnie atomowej lub innym globalnym konflikcie. (Na marginesie: Polska w tych symulowanych grach z losem na ogół traci).
Edward Redliński też przedstawia historię równoległą - co by było, gdyby 13 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski nie wprowadził stanu wojennego. Załóżmy, fantazjuje pisarz, że generał niemal w ostatniej chwili zawahał się, ponieważ dostał sygnał od władz Solidarności, iż gotowe są pójść na ustępstwa. Jak potoczyłyby się dalej losy kraju, w jakiej Polsce żylibyśmy dzisiaj?
Akcja "Krfotoku" toczy się, jak podaje autor bardzo precyzyjnie, w Warszawie, w mieszkaniu przy Śliskiej 1, jesienią 1998 r. Ta kalendarzowa jesień wciąż jeszcze trwa.
W mieszkaniu przy Śliskiej odbywa się spotkanie rodzinne, z dwoma braćmi w rolach głównych. Jednym jest Edward, pisarz, który przyjechał z Nowego Jorku, czyli sam Redliński, drugim Roch, z zawodu murarz, który powrócił właśnie z rosyjskich łagrów. Zesłaniec na razie jest nieobecny, zamknął się bowiem w łazience, bierze gorącą kąpiel, o której marzył przez długie 17 lat.
Tymczasem w kadrze pojawiają się kolejne postaci dramatu: teść, bratowa, dzieci. Z tym kadrem to nie przenośnia, historia opowiedziana w "Krfotoku" stanowi bowiem zapis dialogów spisanych z taśmy wideo; są tylko rozmowy oraz pojawiające się od czasu do czasu didaskalia informujące o położeniu uczestników spotkania w stosunku do oka kamery, która widzi wszystko. Kto podgląda bohaterów "Krfotoku", możemy się domyślać - na pewno jakieś służby specjalne, co się później potwierdzi.
Jak to w rozmowie przy stole, nie obowiązuje tu chronologia, czytelnik dopiero gdzieś w połowie lektury może ustalić mniej więcej kolejność zdarzeń: a więc stanu wojennego nie ma, wkrótce potem władzę przejmują puczyści (Olszowski, Grabski i inni), przywódcy Solidarności giną, powstaje chaos, naród buntuje się, w początkach stycznia 1982 ogłoszony zostaje stan wyjątkowy, ale nie da się opanować żywiołów, a potem jest "Wielkie Łubudu", w rocznicę Powstania Styczniowego, 22 stycznia, Pałac Kultury i Nauki wylatuje w powietrze, ujawnia się Suwerenność, która zastępuje Solidarność, rozpoczyna się kolejna wojna polsko-rosyjska, zwana zimową.