Taki tytuł nosi opracowanie Vojtecha Mastnego, amerykańskiego politologa, ogłoszone niedawno przez Wilson Center, o niedoszłej inwazji sowieckiej, która miała się zacząć 8 grudnia 1980 r., w trzy miesiące po powstaniu Solidarności.
Doskonale udokumentowana praca Mastnego o niedoszłej inwazji sowieckiej w 1980 r. zawiera niestety błąd zasadniczy. Tezę, że Leonid Breżniew zaniechał interwencji wojskowej państw Układu Warszawskiego, planowanej na 8 grudnia 1980 r. - w toku rozmowy ze Stanisławem Kanią, który w nocy z 5 na 6 grudnia zdołał mu te zamiary wybić z głowy. Sam Kania, jak wynika z jego wspomnień, jest święcie przekonany, że udało mu się uratować Polskę przed katastrofą.
Jest to wersja fałszywa chociażby dlatego, że Breżniew nie mógł sam jeden powziąć decyzji o tak wielkiej wadze, bez zachowania choćby rytualnych pozorów kolegialnego kierownictwa. Zamiary wkroczenia do Polski zostały poniechane nie w czasie rozmowy z Kanią, ale przed nią. Stało się to w nocy z 4 na 5 grudnia na posiedzeniu członków sowieckiego kierownictwa. Zostało ono zwołane, by zastanowić się nad groźbami amerykańskimi. Przekazał je Breżniewowi prezydent Jimmy Carter tzw. gorącą linią telefoniczną o północy z 3 na 4 grudnia 1980 r. czasu moskiewskiego. Ostrzeżenia amerykańskie zakomunikowane zostały równocześnie prasie przez Zbigniewa Brzezińskiego. Ponadto według celowych przecieków prasowych amerykańskie związki zawodowe AFL-CIO miały wezwać stoczniowców, kolejarzy i obsługę lotnisk w całym świecie zachodnim do bojkotu wszelkich środków przewozu do i ze Związku Sowieckiego. Bojkot oznaczałby hermetyczną blokadę ZSRR. Sankcje wprowadzone pół roku wcześniej po inwazji na Afganistan, a w szczególności embargo na zboże, nadawały tym groźbom pełną wiarygodność. Na naradzie członków kierownictwa partyjnego w Moskwie zapadła decyzja, by wymusić zniszczenie Solidarności rękami samych Polaków bez udziału wojsk Paktu Warszawskiego. Wynika to niezbicie nie tylko z udokumentowanej relacji Brzezińskiego, ale także z dokumentów ogłoszonych w 1993 r.