Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zawody gladiatorów

Czy człowiek, który się przyzna, że nie ogląda zawodów sportowych, musi się uważać za jednostkę aspołeczną. Sądząc po własnym przykładzie odpowiem, że jeśli nie musi, to przynajmniej powinien. Sport wyczynowy jest tym, co jednoczy ludzi ponad podziałami płynącymi z różnic kultury religii czy opcji politycznej. Pozostają podziały narodowe.

Zdarzyło mi się nierozważnie wystąpić w audycji o sporcie, do której zostałem zaangażowany jako renomowany przeciwnik oglądania tego, co pozwalam siebie nazwać współczesnym gladiatorstwem. Sport zawodowy szkodzi zdrowiu, a do tego - jak każda dziedzina robienia grubych pieniędzy - jest podejrzany często o korupcję. Czytam o niej nieustannie, kiedy gazety podają, jak kupuje się zawodników, a czasem nawet o tym, że i zwycięstwo można kupić.

Nie oglądając sportów wyczynowych niewiele tracę, bo i tak nie mam czasu i jeśliby przyszło wybierać, raczej pójdę na koncert czy do teatru, szczególnie że te oferują mi swój towar w godzinach wieczornych, a zawody wyrywają mi często produktywne godziny dnia (ten ostatni argument wymyślam dla zabawy, w trosce o kasę, transmisje sportowe wdzierają się zawsze w godziny największej oglądalności TV).

Dyskusje o sporcie wyczynowym, czyli zawodowym, zatrącają zwykle o nutę narodową. Czy można być dobrym patriotą, szczerze kochać swój kraj ojczysty, jeżeli człowiek nie wie, kto jest naszą sportową chlubą? Odpowiem, że na pewno lepiej jest wiedzieć, niż nie wiedzieć. Sławy sportu, jak Fibak czy Boniek, przysporzyły nam więcej rozgłosu niż moi koledzy, wielcy twórcy kultury. Mam jednak w zanadrzu kontrargument. Słynni wyczynowcy z dawnych Niemiec wschodnich, legendarne ofiary dopingu hormonów. Czy oni rzeczywiście mieli wielkie zasługi w budowaniu prestiżu niechlubnej NRD?

Inny złośliwy kontrargument mówi, że tak jak kapitał traci narodowość, tak i sportowcy coraz częściej zmieniają paszporty zależnie od tego, jaki kraj wynajmuje ich usługi.

Polityka 52.1998 (2173) z dnia 26.12.1998; Zanussi; s. 113
Reklama