Archiwum Polityki

Witaj Europo!

Wspólna waluta jedenastu państw. Jeszcze przez jakiś czas w obiegu pozostaną banknoty narodowe: marka niemiecka, francuski frank, włoski lir, hiszpańskie peso i inne. Od 2002 r. i te symbole narodowej suwerenności znikną. Jak pokazujemy w naszym raporcie - nie po raz pierwszy w dziejach Europy. Euro oznacza rewolucję o trudnym do przewidzenia ogromie konsekwencji. Przynosi kres klasycznej państwowej polityki pieniężnej. Kończy epokę narodowych walutowych egoizmów: dewaluacji, grania kursami wymiany, przerzucania kłopotów na sąsiadów i partnerów. Oznacza więc większą przewidywalność i stabilizację.

Tworzy drugą - obok dolara - a z czasem może pierwszą walutę rezerwową świata. Emitowaną nie przez państwo, ale przez unię państw. Euro wiele obiecuje, wiele daje - ale i sporo zabiera, zwłaszcza społeczeństwom dumnym i wiernym swej narodowej walucie, traktującym ją jako część własnej historii i cywilizacji. A Polacy? Jeszcze trochę za wcześnie żegnać się ze złotym, ale i my nie unikniemy dyskusji i sporów, które rozgrzały Europę.

O narodzinach euro opowiada się w Niemczech następującą anegdotę. Jest rok 1990. W przytulnej bibliotece Pałacu Elizejskiego rozmawia przy pomocy tłumaczki dwóch mężczyzn: rozluźniony, kordialny kanclerz Helmut Kohl i milczący, nachmurzony prezydent François Mitterrand. Francuz obawia się nieuchronnego już zjednoczenia Niemiec. Niemiec rozwiewa jego lęki: "Dziś jesteśmy przyjaciółmi. To fundament Unii Europejskiej. Poza tym razem jesteśmy w NATO. Dziś moi krajanie polerują swoje Mercedesy, a nie buty z cholewami..." Mitterrand najpierw tępo wpatruje się w brzozowe polana płonące w kominku, wreszcie ożywia się: "Bon, Helmut. Ty dostaniesz całe Niemcy, jeśli ja dostanę połowę niemieckiej marki..."

Sens tej opowieści jest jasny. Euro, wspólna waluta europejska, jest walutą polityczną, zrodzoną z gwałtownej zmiany na europejskiej scenie. Z jednej strony zjednoczone Niemcy, z drugiej pozbawiony swego imperium, a niebawem rozpadły na państwa narodowe Związek Radziecki. W XIX w. z takiej konstelacji w ciągu kilku lat w centrum Europy powstałoby znowu niemieckie mocarstwo skłócone z Francją o przywództwo na kontynencie i szukające w Europie Środkowo-Wschodniej pola do wyżycia swych hegemona ambicji.

Helmut Kohl podobnie jak Bismarck czuł wieczny kłopot niemieckiego centralnego położenia. Ponieważ pozostawione same sobie Niemcy wciąż szykowały Europie jedną katastrofę po drugiej, dlatego powinny przez tę Europę zostać omotane nie tylko członkostwem w UE i NATO, ale również poprzez oddanie na rzecz Europy części swojej suwerenności, a nawet - jak twierdzą niektórzy - kawałka swej duszy, jaką wraz z niemieckim "cudem gospodarczym" stała się D-Marka, ta hostia niemieckiego poczucia własnej wartości.

Ustalone w 1992 r. w Maastricht pogłębienie i rozszerzenie Unii Europejskiej jest odpowiedzią na zjednoczenie Niemiec; rozszerzenie o Międzyeuropę, rozciągającą się od Estonii po Bułgarię, a pogłębienie w kierunku wypracowania wspólnej polityki finansowej, zagranicznej, obronnej i socjalnej, a więc utworzenia w perspektywie federacyjnego państwa zdolnego obok USA i Japonii odgrywać na świecie pierwszoplanową rolę.

Polityka 1.1999 (2174) z dnia 02.01.1999; Raport; s. 3
Reklama