Archiwum Polityki

Martwy królik w kapeluszu

Ósmego dnia świąt Chanuka, gdy według tradycji żydowskiej przestała świecić ostatnia z cudem zapalonych lampek oliwnych w jerozolimskiej świątyni, zgasła gwiazda premiera Beniamina Netanjahu. Koalicyjny zlepek partii religijnych, prawicowych i centrum rozpadł się. Wybory szefa gabinetu oraz wybory do Knesetu odbędą się przypuszczalnie w kwietniu lub maju. Do tego czasu grozi zamrożenie rokowań pokojowych.

Ponad dwa lata rząd Beniamina "Bibi" Netanjahu utrzymywał się jedynie dzięki niezwykłym zdolnościom akrobatycznym szefa gabinetu. Często przypominał on mistrza rodeo ujeżdżającego koalicyjne konie, a jeszcze częściej iluzjonistę, który wyczarowywał króliki z cylindra. Podpisywał porozumienia z Palestyńczykami tylko po to, aby ich potem nie dotrzymywać, mianował i zwalniał ministrów, aby zadowolić kolejne żądania poróżnionych koalicjantów, a w gruncie rzeczy stwarzał, jak nie bez kozery twierdziła opozycja, wirtualną rzeczywistość polityczną: nawet we własnym gabinecie nie miał większości. W parlamencie, gdy wydawało się, że skłonny jest do porozumienia z Palestyńczykami, opozycyjna lewica rozpościerała pod linoskoczkiem sieć ratunkową; gdy zrywał rokowania z Arafatem - ratowała go skrajna prawica.

Podczas jego dwuletniej kadencji gospodarka krajowa utknęła na mieliźnie, bo pieniądze przeznaczone na rozbudowę infrastruktury płynęły na rozwój osiedli na Zachodnim Brzegu, a także, w sporej mierze, do nienasyconych kas ugrupowań religijnych. Edukacja narodowa znalazła się w rękach fanatycznego ministra z ramienia partii narodowo-religijnej, a inne ważne teki znalazły się w rękach ministrów, których najistotniejszą kompetencją było popieranie premiera. Jego były minister skarbu Dan Meridor oznajmił ostatnio, że "Bibi" nadał nowe znaczenie pojęciu pluralizmu: podzielił społeczeństwo na "dobrych" i "złych", zależnie od stosunku do jego osoby.

Zwolennicy i poplecznicy premiera do ostatniej chwili wierzyli, że zdarzy się cud, że znów uda się odroczyć przesilenie rządowe. Przecież dopiero przed miesiącem, gdy do laski przewodniczącego Knesetu wpłynął kolejny wniosek o wotum nieufności, "Bibi" uruchomił swój talent iluzjonisty i wyszedł z kryzysu obronną ręką. Tuż przed głosowaniem obiecał tradycyjnie wrogim mu posłom arabskim przyspieszenie procesu pokojowego, jeśli tylko nie dadzą mu upaść.

Polityka 1.1999 (2174) z dnia 02.01.1999; Wydarzenia; s. 15
Reklama