Przez 6 lat przyzwyczailiśmy się w Polsce do nieustannego wzrostu i poprawy gospodarczych wskaźników. Teraz to się zmienia. Ze statystyk wynika, że narastają niekorzystne zjawiska: czwarty miesiąc z rzędu spada produkcja przemysłowa, rośnie bezrobocie, niepokojąco wysokie jest ujemne saldo obrotów bieżących w bilansie płatniczym państwa. Gdyby liczyć tylko ostatnie cztery miesiące, to deficyt bilansu sięgnął już 8 proc. PKB, podczas gdy wielu ekonomistów za granicę bezpieczeństwa uznaje 6 proc. Gospodarka wyraźnie zwalnia. Amerykański bank J. P. Morgan uważa nawet, że w Polsce w 1999 r. PKB wzrośnie tylko o 1,5 proc., zamiast założonych w budżecie państwa 5,1 proc. Na szczęście do takiego rozwoju wydarzeń nie musi dojść. Równocześnie otrzymujemy przecież sygnały, że obecne kłopoty mogą być przejściowe.
Oto, po długim okresie stabilizacji, zaczęła słabnąć złotówka. Jej niższy kurs powinien ułatwić wzrost eksportu i przyczynić się do obniżenia tempa importu. Polepszy się więc zapewne bilans handlowy i płatniczy. Na korzyść zmienia się ostatnio także polityka pieniężna i fiskalna państwa. Jak wiadomo w poprzednich latach mieliśmy mocno restrykcyjną politykę pieniężną. Przy bardzo wysokich stopach procentowych do kraju napływało sporo krótkoterminowego kapitału zagranicznego, co nadmiernie umacniało złotówkę. Z kolei polityka budżetowa, przy niemal szalejącym popycie wewnętrznym, z różnych względów okazywała się nie dość restrykcyjna, choć prawdą jest, że deficyt budżetowy w Polsce nigdy nie wymknął się spod kontroli i nie urósł do monstrualnych rozmiarów.
Teraz ta mieszanka zmienia skład. Rada Polityki Pieniężnej, zasadniczo obniżając stopy procentowe, ma swój udział w oczekiwanym osłabieniu pozycji złotego. Rozluźnienie polityki pieniężnej styka się z niezwykle trudną, jeśli pamiętamy o "czterech reformach", próbą obniżenia deficytu, czyli zaostrzenia polityki fiskalnej.