Archiwum Polityki

Blokady, szańce, stoły

Polska zaczyna przypominać wielki stół negocjacyjny z licznymi podstolikami. Stoły główne ustawia się zazwyczaj w Warszawie. Podstoliki - w województwach i zakładach pracy. W Ministerstwie Rolnictwa związki zawodowe próbują ustalić z rządem, czym ma być, i czy w ogóle ma być, Pakt dla wsi. Służba zdrowia chce przekonać kierownictwo ministerstwa zdrowia, że niezwłocznie trzeba zwiększyć ilość pieniędzy na ubezpieczenia zdrowotne. Przemysł zbrojeniowy rozmawia o restrukturyzacji całej branży i poszczególnych zakładów, przemysł lekki o ochronie granicy przed napływem tanich, konkurencyjnych towarów. Nauczyciele chcą podwyżek płac i nie chcą reformy. Działacze ZNP okupację siedziby ministerstwa zakończyli, ale trwają w pogotowiu. Terminarz na marzec jest już zapełniony. I oto paradoks: nigdy dotychczas dialog społeczny nie toczył się tak intensywnie i na tylu frontach. Dawno też nie demonstrowano tak wielkiego niezadowolenia z tego dialogu. Nowe akcje planowane są na kwiecień.

Przy podstolikach terenowych, których liczba nie jest dokładnie znana, negocjują wojewodowie, menedżerowie przedsiębiorstw, posłowie, senatorowie. Zdarza się, że strony przewracają stoły, stoliki, podstoliki i uciekają się do demonstracji siły lub nawet jej użycia. Rolnicy blokują drogi i maszerują na Warszawę, OPZZ wchodzi w spory zbiorowe z rządem i zapowiada: "wiosna nasza". Sierpień 80 ogłasza akcje okupacyjne w obronie likwidowanych kopalń, a nawet nie zagrożonych stacji ratownictwa górniczego. Na coraz bardziej zdewastowanych szańcach trwa załoga Tormięsu, gdzie już nawet nie wiadomo kto z kim negocjuje i po co. Padły natomiast okopy Coteksu.

Czarna księga - biała księga

Politycy koalicyjni powiadają: rząd wyraźnie cierpi na nadczynność gruczołu negocjacyjnego, zaplątał się w dziesiątki rozmów, a przełomu nigdzie nie widać. Nic dziwnego, że notowania gabinetu Jerzego Buzka spadają, od czasu do czasu trzeba rządzić, a nie tylko negocjować. Za dużo negocjacji, to już po prostu chaos. Rząd odpowiada: przeprowadzenie tylu reform nie uda się bez społecznej akceptacji, trzeba więc rozmawiać. Główny negocjator III RP minister pracy Longin Komołowski zmienia tylko stoły, za którymi zasiada - rano rolnicy, w południe służba zdrowia, po drodze warto zajrzeć, czy ktoś nie wpadł na pomysł okupacji jakichś pomieszczeń w jego resorcie (drzwi są zawsze otwarte, kontroli brak - to jakby symbol postawy rządu), wieczorem trzeba będzie pojechać gdzieś w teren. Niby minister nie musi, ale dobrze będzie, jeżeli wpadnie.

Wokół ministra rozrasta się negocjacyjna infrastruktura. Jest pani Elżbieta Sobótka, wiceminister od dialogu społecznego. Jest departament takiego właśnie dialogu. Pani dyrektor zmniejszyła nawet swój gabinet, by wygospodarować salkę na rozmowy z przyjeżdżającymi delegacjami, bowiem główna sala ministerstwa, nosząca imię Andrzeja Bączkowskiego, przestała wystarczać.

Polityka 13.1999 (2186) z dnia 27.03.1999; Raport; s. 3
Reklama