Archiwum Polityki

Ludzie w teczkach

Bernadetta Gronek, szefowa archiwistów w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie, zapewnia, że wbrew powszechnym obawom nie zatrudnia nawiedzonych lustratorów-misjonarzy. Owszem, na początku każdy był podekscytowany, że będzie miał dostęp do najczarniejszych tajemnic kraju. Potem emocje minęły. A teraz, gdy zbliżają się wybory pod znakiem wojny teczkowej, to jest już tylko ciężka benedyktyńska robota.

Archiwiście czasem żal, że zasłużonemu człowiekowi trzeba odmówić statusu pokrzywdzonego przez PRL, bo złamany w stanie wojennym podpisał zobowiązanie do współpracy, choć potem, wynika z dokumentów, urządzał strajk włoski i nic esbecji nie mówił. Ustawa nakazuje wrzucić go do jednego worka z donosicielem stachanowcem, który latami brał pieniądze w zamian za sprzedawanie najbliższych.

Z drugiej strony za pokrzywdzonego uznać trzeba jednego z głośnych ostatnio orędowników lustracji, który, jak zapewniają archiwiści z IPN, również dostarczał służbom wiadomości, chociaż nie podpisał żadnego zobowiązania. Bezpieka zbierała o nim informacje, jednocześnie czerpała z niego jak ze źródła. – Czasem bowiem – tłumaczy Leszek Postołowicz, wicedyrektor archiwów – w ramach dialogu operacyjnego osoba rozpracowywana przekazywała dużo cennych wiadomości. Donosiła, bo potrzebowała paszportu albo innych profitów. Czy więc takiej osobie należy się status pokrzywdzonego?

Bernadetta Gronek – energiczna i zasadnicza 37-latka – podkreśla mocno, że jej praca ma charakter urzędniczy. – Do ludzi Instytutu nie należy osądzanie ludzkich historii. Tym bardziej że pracownicy pionu archiwalnego to głównie osoby młode. Instytut jest najczęściej ich pierwszym miejscem zatrudnienia. Są wśród nich absolwenci studium archiwistycznego, historycy, prawnicy, urzędnicy. Tu, po założeniu białych antygrzybicznych rękawiczek, zamieniają się często w detektywów tropiących historię, ale też żywych ludzi. Zresztą teczki to niewielka część całej archiwistycznej roboty w IPN. Gronek przyznaje jednak: fala wniosków, które wpłynęły po aferze z teczką Niezabitowskiej, mocno przekracza moce przerobowe Instytutu.

Szok, który mija

Wątpliwości i kontrowersje to znak firmowy Instytutu.

Polityka 5.2005 (2489) z dnia 05.02.2005; Raport; s. 3
Reklama