Przed trzecią rundą wyborów prezydenckich w Donbasie przemówiła Matka Boska. Ukazała się grupie dostojników Cerkwi, pokazała trzy razy na kandydata Wiktora Janukowycza i obwieściła, że to jest przyszły prezydent Ukrainy. Ludzie nie posłuchali Najświętszej Dziewicy, wybrali Wiktora Juszczenkę. Odrzucili kandydata Bożego, niech się teraz nie dziwią, że Ukraina weszła na drogę usianą cierniami. Te rewelacje znajdujemy w liście księży prawosławnych z Doniecka i Łuhańska ogłoszonym po zwycięstwie pomarańczowej rewolucji.
Piotr Tyma ze Związku Ukraińców w Polsce był świadkiem wyborów. – W Kijowie widziałem procesję jak z XIX wieku – opowiada. – Na czele ksiądz niosący wielki drewniany krzyż, a za nim ludzie z małymi portretami Janukowycza śpiewający religijne pieśni. W Doniecku czytałem w ulotce, że Juszczenkę popierają unici, sekciarze i raskolniki – słowem, kwintesencja zła. Rozdawali tam też maleńkie ikony z modlitwą za Janukowycza. Ale generalnie Cerkiew zachowała neutralność.
Konstytucja niepodległej Ukrainy gwarantuje wolność wyznania i sumienia oraz równość wyznań i oddziela państwo od Kościołów. Religijne życie odradza się, ale w cieniu historii i polityki, ambicji i uprzedzeń.
Około 70 proc. mieszkańców Ukrainy wyznaje prawosławie.
Są też spore mniejszości – grekokatolicy (unici uznający prymat papieża), katolicy łacińscy, protestanci, muzułmanie, żydzi, nowe ruchy religijne. Inaczej niż w Rosji ten religijny pluralizm ma tu długą tradycję. Dopiero władza radziecka przyznała monopol kontrolowanej przez siebie Cerkwi prawosławnej lojalnej wobec Moskwy. Inne wyznania i Kościoły były tępione. – Cerkiew moskiewska była zawsze narzędziem polityki państwa rosyjskiego – przypomina dziennikarz kijowskiego tygodnika „Dzerkało Tiżnia” Wołodymyr Krawczuk.