Zwały kry, połacie lodów z niebieskimi smugami wód i nieodparte przekonanie wynikłe z programów typu Discovery, że gdzieś za chwilę wychynie foka, a niedźwiedź biały pomknie ku niej – czy to realne na niżu polskim? Z foką i niedźwiedziem to przesada, ale oto na naszej rzece wynurza się stado beżowych i czarno-białych ptaków – to tracze nurogęsi lub gągoły; przelecą nad nami z przenikliwym świstem. Zaraz może pojawi się równie głośny klucz łabędzi. Zdarza się, że z wody wzlecą masy ptactwa niewidzianego dotąd wśród fal; złowrogi cień małego szybowca sunący po śniegu wyjaśnia przyczynę – to bielik patroluje łowisko (fot. 1). Gdy kaczkowate trzymają się wody, to mewy różnej wielkości – tylko mewy, gdyż rybitw zimą nie ma – przeważnie żerują po okolicy, ale nocują na lodowych wyspach (fot. 2).
Zima ułatwia spacery nad rzekami – błota są stężałe, a brak listowia pozwala na daleko sięgające obserwacje i wybór kierunku marszu. Brzegi są dostępne dla pieszych, narciarzy, rowerzystów, zmotoryzowanych. Po opadach śniegu poruszanie się jest utrudnione, zwykle jednak powstają przejścia wyrobione wozami lub saniami okolicznych mieszkańców. Nie należy zjeżdżać z takich dróg, szczególnie w czasie dużych wahań temperatury w ciągu dnia!
Atrakcyjność krajobrazu zwiększa zmienne zalodzenie. W mrozy lodów przybywa, a ubytek wody powoduje zapadliska. Na pęknięciach lodu uwidacznia się nawet metrowa grubość płyt. Kolejny przybór podnosi lody, wyrzuca kry na brzeg, a dzieci nie mają wątpliwości, że są Eskimosami! Te nowe wody też zamarzają. Ich poziom znów się obniża i powłoka lodowa wisi w powietrzu, nawet w kilku warstwach. Ale uwaga! – nie wchodzimy na nieznane lody!