Archiwum Polityki

Zanudzić rywala

Po kilku ostatnich bataliach, w których wzięli udział biało-czerwoni, jak nazywają futbolistów skłonni do patosu sprawozdawcy, można już spróbować określić, na czym polega nowa taktyka polskiej reprezentacji, która zapewne przejdzie do historii piłki nożnej, tak jak niegdyś słynne włoskie catenaccio czy holenderska szkoła futbolu totalnego. Otóż polega ona, z grubsza biorąc, na totalnym zanudzaniu rywala, stopniowym usypianiu go i zniechęceniu do gry efektownej.

Transmisja telewizyjna z meczu, w którym grają Polacy, przypomina serial brazylijski: niewiele się dzieje, można spokojnie wyjść do kuchni, zaparzyć kawę, a nawet porozmawiać chwilę przez telefon czy udać się na krótki spacer z psem; wracamy przed ekran absolutnie pewni, że nie umknął naszej uwagi żaden nieoczekiwany zwrot akcji, bo go po prostu nie było.

Jak widzieliśmy (niektórzy z pięciogodzinnym opóźnieniem) strategia ta sprawdzała się nieźle, przynajmniej do pewnego momentu, w spotkaniu z Anglią - brytyjscy piłkarze zagrali byle jak, na przykład pierwsza gwiazda Manchesteru, Beckham, który w niedawnych meczach Pucharu Europy błyszczał, teraz człapał znudzony po murawie, jakby i jemu na niczym nie zależało. A taki McManaman to w ogóle nie udawał, że ma ochotę biegać za piłką. Trochę bardziej przykładał się Scholes, ale jemu też nie chciało się narażać głowy, więc dla wygody posłał piłkę do naszej bramki ręką.

Już po pierwszym gwizdku sędziego prowadzącego mecz ze Szwecją widać było, że nasi chłopcy stosują podobny manewr, grając bez ładu i składu, przy minimalnym zaangażowaniu, zniechęcając w ten sposób rywali do większego wysiłku. Gra się przecież tak jak przeciwnik pozwala, o czym wie każde dziecko. Niemiły zgrzyt nastąpił w momencie, gdy nasz kapitan Jerzy Brzęczek podarował piłkę jednemu ze Szwedów, a ten, chcąc nie chcąc, musiał coś z tym fantem zrobić - pobiegł więc w kierunku naszej bramki, i nie napotykając tam jakiegokolwiek oporu ze strony obrońców, posłał futbolówkę na wszelki wypadek wprost w nogi bramkarza, ale on udał, że tego nie widzi. Widok naszego kapitana, który gonił Szweda, coraz szybciej i szybciej, coraz bardziej zostając w tyle, jednocześnie zastanawiając się, czy skosić go, czy nie, bo za chwilę będzie już za późno - tę scenę każdy kibic mieć będzie długo przed oczyma.

Polityka 15.1999 (2188) z dnia 10.04.1999; Społeczeństwo; s. 82
Reklama