Archiwum Polityki

Wyłączność na lewicę

Leszek Miller zaproponował, aby powołać Forum Opozycyjne, w którym SLD miałby przewodzić siłom politycznym niechętnym rządowi Jerzego Buzka. Jest to przygotowanie artyleryjskie do walki decydującej - o odświeżoną twarz polskiej lewicy. Miller jest w swoim postanowieniu zdeterminowany: - W ciągu miesiąca, maksymalnie dwóch, przedłożymy w sądzie wniosek o zarejestrowanie nowej partii politycznej o nazwie SLD.

Formalnym powodem przekształcenia SLD jest artykuł 100 konstytucji, który głosi, że kandydatów do parlamentu mogą zgłaszać partie polityczne. Poza tym, według Millera, zużyła się już sama formuła Sojuszu: - Kiedyś otrzymywaliśmy premię za jedność, dzisiaj Sojusz nie jest już tworem oryginalnym, przecież istnieje AWS. Myślę, że potencjał lewicowości w Polsce jest większy niż zasięg SLD. Kolegom, którzy uważają, że aby wzmocnić SLD wystarczy wzmocnić organizacje wchodzące w jego skład, Miller odpowiada, że to pozorna logika, że taki proces sprzyja tylko siłom odśrodkowym.

Nowa partia z dawnym szyldem stałaby się niechybnie jedyną polską socjaldemokracją. Układ sił w jej kierownictwie zostałby ustalony według parytetu istniejącego w klubie parlamentarnym Sojuszu, a po wyborach w 2001 r. ewentualnie skorygowany. W prezydium klubu SLD miażdżącą przewagę mają zaś działacze SdRP. Więcej, na czele niektórych stowarzyszeń wchodzących w skład Sojuszu stoją także działacze Socjaldemokracji. Tym, którzy się w nowym SLD formalnie nie zmieszczą, SdRP proponuje miejsce w pozastatutowej radzie programowej, która ma "wytyczać kierunki". Takiej superlewicy mógłby, jak słychać, przewodzić Włodzimierz Cimoszewicz, dotąd bezpartyjny szef Komitetu Wyborczego SLD. Takiemu rozwiązaniu sprzyja podobno Aleksander Kwaśniewski.

Obawiają się tego jednak partnerzy SdRP. O rozwiązaniu PPS, z powodów ideologicznych, nie chce słyszeć Piotr Ikonowicz. Oskarża sporą część działaczy SdRP o liberalizm. Miałby zresztą we władzach zreformowanego SLD nikły udział, gdyby zastosowano wspomniany sejmowy klucz. Józef Wiaderny, szef OPZZ, szczycący się swoją niezależnością wobec socjaldemokratów, boi się zmarginalizowania i ścisłej reglamentacji miejsc dla związkowców, zwłaszcza gdyby nad ich przydzielaniem czuwał np.

Polityka 16.1999 (2189) z dnia 17.04.1999; Kraj; s. 26
Reklama