Podkładanie śmiechu w filmach narodziło się w telewizji amerykańskiej prawie 50 lat temu. Dopiero jednak w latach 80. nastąpił rozkwit niskobudżetowego serialu komediowego, z przerysowanym popełniającym gafę za gafą bohaterem i chichotem niewidzialnej publiczności w tle. Tzw. situation comedies (w skrócie sitcom) szybko podbiły serca widzów, nie tylko amerykańskich.
Polska publiczność, przywykła do wieloodcinkowych "dynastii" i ciągnących się miesiącami historii miłosnych (zwłaszcza tych z Ameryki Południowej), z radością powitała nowego serialowego gościa. Nieckliwego, a dynamicznego i pełnego absurdalnego humoru. "Bill Cosby Show", "Pełna chata" czy wreszcie "Świat według Bundych" stały się bardzo popularnymi serialami. Co ciekawe, o tych - wydawałoby się mało znaczących - filmach żywo się dyskutuje i powtarza wyjęte z nich dowcipy. Do oglądania odcinkowych komedii przyznają się i studenci, i gospodynie domowe.
Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie - jak twierdzi prof. Wiesław Godzic, kierownik Katedry Telewizji i Mediów Elektronicznych UJ - filmy z podłożonym śmiechem spełniają ogromną rolę edukacyjną: "Sitcomy uczą zachowań społecznych w rodzinie czy grupie przyjaciół z pracy. Stają się - tak jak dzisiaj u nas reklamy - źródłem popularnych zwrotów językowych, młodzi ludzie w Stanach zaczęli powszechnie mówić cytatami z tych komedii. Sitcomy są takim bezpiecznym miejscem w przestrzeni społecznej, w którym żarty zakłócają porządek i przygotowują przemianę lub nadwyrężają normy".
Zdaniem Wiesława Godzica, sitcom - w porównaniu ze zwykłym serialem - wydaje się gatunkiem męskim tak jak sport, newsy i seriale policyjne. Typowo kobieca jest natomiast opera mydlana. W tym podziale chodzi nie tylko o to, kto film faktycznie ogląda, ale o wewnętrzne reguły konstrukcyjne: wyrazistą logiczną "męską" fabułę (z taką najczęściej mamy do czynienia w sitcomie) przeciwstawia się chaotycznej i pełnej zapętleń narracji "kobiecej".