51-letnia Ludmiła, geolog, mieszka w Dżebariki Haja, osadzie pobudowanej na południe od miasta Handyga, nad rzeką Ałdan. Przepracowała 25 lat w kopalni, jedynej w Jakucji, gdzie w odróżnieniu od kopalń odkrywkowych eksploatuje się węgiel ogrzewając kaloryferami szyby wydrążone w wiecznej zmarzlinie. Teraz Ludmiła chciałaby wrócić do rodzinnej Ukrainy albo wszystko jedno gdzie, byle na matierik, czyli do cieplejszej części Rosji. Każdy po piętnastu latach pracy na dalekiej Północy ma prawo powrócić na matierik, a państwo powinno dać mu mieszkanie. Ale nie ma mieszkań do rozdawania. Trzypokojowe kosztuje 110 tys. nowych rubli.
- Mnie nie stać - kwituje Luda i ostatnim kursem rakiety (zdezelowanej łodzi motorowej) płynie Leną, a potem Ałdanem na swoje odludzie. Rakieta jest jedynym, oprócz helikoptera, łącznikiem z cywilizowanym światem. Ta łączność urywa się w październiku, gdy woda w rzekach zamienia się w gęsty kisiel, a potem zamarza na osiem długich miesięcy i dookoła jest już tylko lodowa, biała pustynia.
Na odludziu Luda razem z kalekim synem żyje za równowartość 35 dolarów emerytury plus 70 proc. dodatku "za odległość". Tyle samo dostaje emerytowana sprzątaczka i dyrektor kopalni. Pod tym względem, zdaniem Ludy, panuje równość w Jakucji. Ale tylko emeryci dostają regularnie swoje ruble. Przedsiębiorstwa prowadzą pomiędzy sobą przeważnie handel wymienny, a pracownikom płacą kartkami. - Kartkami regulujemy zeszłomiesięczne długi w sklepie i do następnej "wypłaty" jesteśmy znowu bez grosza - mówi Helga z Jakucka, Polka z pochodzenia, dorabiająca sprzedażą wędzonych ryb i kilimów z futer reniferów.
Jak kora do brzozy
Kobiety w wiosce Ijengra (południe Jakucji), których mężowie pasą w tajdze topniejące coraz bardziej stada reniferów, też muszą kupować na kredyt.