Panie prezydencie, czy interwencja NATO w Jugosławii była należycie przemyślana, czy politycy Sojuszu nie przeżywają zwątpienia, widząc upór Miloszevicia i trwające, mimo nalotów, czystki etniczne? Czy z dzisiejszej perspektywy, nie jest to operacja przerastająca możliwości Paktu?
Dzisiaj, kiedy akcja jeszcze trwa, kiedy NATO pozostało jeszcze wiele możliwości - nie tylko udziału wojsk lądowych, ale także lepszego wykorzystania sił powietrznych - byłbym bardzo ostrożny w formułowaniu negatywnych ocen. Ta akcja, moim zdaniem, ma pełne szanse zakończyć się sukcesem. Natomiast gdyby szukać błędów czy zaniedbań Zachodu, to raczej nie teraz, lecz w przeszłości.
Czy ma pan na myśli zgodę Zachodu na rozpad Jugosławii?
Chodzi w ogóle o stanowisko świata wobec wydarzeń na Bałkanach. Na początku obecnej dekady Europa przeżywała połączenie Niemiec, upadek Związku Radzieckiego, powstanie nowych demokracji w naszej części kontynentu. A Bałkany? Jak w 1989 r. potraktowane zostało odebranie Kosowu autonomii? Czy świat reagował na narastające tam nacjonalizmy? Czy starczyło nam wyobraźni, by przewidzieć, że demontaż dawnej Jugosławii może spowodować falę nacjonalizmów? Wszystko to, co potem robiono na Półwyspie Bałkańskim, było spóźnione, to była bardziej koncepcja (że użyję obcego wyrażenia) damage control, czyli bardziej próba wynoszenia rzeczy z pożaru aniżeli wizja przyszłości.
Wojna w Kosowie to, moim zdaniem, właśnie rezultat braku wizji, jak tego typu konflikty można by współcześnie rozwiązywać. No ale nawet mądrzejsi po szkodzie, sądzę, że podjęliśmy właściwą decyzję. Nie mogliśmy godzić się na eksterminację, na wysiedlanie ludności, godzić z działaniami, które są absolutnie sprzeczne z jakimikolwiek normami praw człowieka.