Uchwała została podjęta nieoczekiwanie i w dość tajemniczych okolicznościach. Ostateczny tekst uzgadniano telefonicznie w niedzielę. Chodziło o to, by ukazała się w poniedziałek rano. Podobno AWS została ostrzeżona, że rzecznik interesu publicznego kieruje do sądu wniosek o zbadanie prawdziwości oświadczenia lustracyjnego ważnego polityka. Postanowiono więc wyprzedzić Komisję Krajową Solidarności, która zbierała się w połowie tygodnia i przygotowywała takie właśnie oświadczenie. Ponieważ uchwałę podjęto na wniosek Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, poparty natychmiast przez Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, pojawiły się spekulacje, że jest to dalszy ciąg porachunków między partiami wchodzącymi w skład Akcji i Ruchem Społecznym AWS, dokładniej zaś rzecz biorąc - między Wiesławem Walendziakiem i jego zwolennikami a wicepremierem Januszem Tomaszewskim. Nieprzypadkowo zapewne nazwisko Tomaszewskiego, jako tego, którego sprawa powinna być szybko wyjaśniona, pojawiło się jako pierwsze w mediach sprzyjających byłemu szefowi Kancelarii Premiera. Tak czy inaczej wszystko zdaje się świadczyć, że uchwałę podejmowano w panice i bez przemyślenia jej skutków.
Jakiekolwiek były rzeczywiste powody tego niezwyczajnego i zaskakującego oświadczenia narobiło ono sporo zamieszania i sprowokowało pytania - o co tu naprawdę chodzi? Dla AWS lustracja jest jednym z zasadniczych postulatów programowych, Akcja ma więc prawo żądać od osób przez siebie delegowanych na stanowiska, by ustąpiły w momencie, gdy pojawiają się wobec nich wątpliwości. Podobnie mogłaby zresztą czynić w przypadku ewidentnej nieudolności osób piastujących ważne funkcje. Bowiem szacunek dla kompetencji był też jednym z głównych postulatów programowych. Nie kwestionując tego, że oświadczenie miało służyć pilnowaniu czystości szeregów, trudno nie zauważyć, że także innym celom.