Archiwum Polityki

Bond ton

Gdyby James Bond istniał naprawdę, być może w 1990 r. szefowie CIA właśnie do niego zwróciliby się z prośbą o wydostanie z opresji swych szpiegów ukrywających się w Iraku. W zastępstwie filmową akcję przeprowadzili polscy agenci, co możemy właśnie obejrzeć w "Operacji Samum" Władysława Pasikowskiego.

O wyczynie naszego wywiadu zaczęto głośno mówić dopiero kilka lat po wojnie w Zatoce Perskiej, obszernie opisywał akcję m.in. "Washington Post", nie szczędząc Polakom słów najwyższego uznania. Nasi dzielni chłopcy wywieźli amerykańskich szpiegów autokarem, którym ewakuowali się polscy pracownicy zatrudnieni na budowach w kraju Saddama Husajna, przy okazji udało się przemycić strategiczne mapy, które zostały wykorzystane podczas późniejszych działań wojennych. To była naprawdę popisowa akcja, godna sfilmowania.

"Operacja Samum" nie jest jednak wierną rekonstrukcją tamtych wydarzeń, z tego choćby powodu, iż agenci nie lubią się chwalić; pewnych szczegółów podobnych operacji nigdy nie podaje się do publicznej wiadomości. Tajemnica służbowa. Scenarzyści korzystali wprawdzie z usług generała Gromosława Czempińskiego, b. szefa Urzędu Ochrony Państwa, który początkowo nie chciał dopuścić do powstania filmu, potem wręcz wspierał przedsięwzięcie, ale nie da się przecież wykluczyć, że konsultant czuwał właśnie nad tym, żeby w kinie nie wszystko wyglądało tak samo jak w życiu.

Z pewnością zupełną fikcją jest natomiast wątek równoległy, chwilami wybijający się na plan pierwszy: emerytowany as naszego wywiadu Józef Mayer (w tej roli sam Marek Kondrat, współproducent filmu) wyjeżdża do Iraku, by uratować uwięzionego syna. Byłby to czyn zgoła szaleńczy, gdyby nie fakt, że eskapadę Mayera nadzoruje dyskretnie nasz UOP, chcąc w ten sposób odwrócić uwagę służb Iraku od amerykańskich szpiegów. Nasz samotny wojownik nie zdaje sobie sprawy, że jest manipulowany przez szefów z centrali, którym za to odpłaci w finale. Polski agent ma swój honor i nie sprzeda go nawet za amerykański order.

Niezwykłość operacji, o której opowiada nowy film Pasikowskiego, polega na tym, że mamy tu odwrócenie tradycyjnych ról: tym razem nie Polacy oczekują pomocy od Amerykanów, lecz oni przychodzą po prośbie do nas.

Polityka 19.1999 (2192) z dnia 08.05.1999; Wydarzenia; s. 18
Reklama