Dziesięć miesięcy oczekiwania na miejsce w państwowym zakładzie pomocy społecznej to ogólnopolska średnia. W takich miastach jak Łódź, gdzie ludzie w wieku emerytalnym stanowią już prawie 30 proc. mieszkańców, prowadzi się dziś zapisy chętnych na 2005 r. i 2006 r. U felicjanek w Warszawie czeka się dwa lata, chyba że zdarzy się taka wiosna jak tegoroczna. Z powodu epidemii grypy odeszło w ciągu miesiąca 14 pacjentek, kolejka się skróciła.
Oficjalne nazwy brzmią łagodnie: dom spokojnej starości, złotej jesieni, zasłużonego pracownika, wysłużonego kolejarza, kombatanta. W ostatnich latach przyjęło się nazywać je nawet z pewnym smakiem: Nestoria, Matuzalem, Samaria. Ale gdy szukasz któregokolwiek - czy to klasztornego szpitala, czy też kosztownego, prywatnego pensjonatu - musisz pytać przechodniów twardo, jak jest to przyjęte w potocznym języku: o dom starców, zakład, przytułek. O ostatnią życiową poczekalnię dla niepotrzebnych, uprzykrzonych, kłopotliwych.
Polityka
20.1999
(2193) z dnia 15.05.1999;
Kraj;
s. 23