Archiwum Polityki

Małe Bałkany

Uchodźcy z Kosowa przybyli do ośrodka kolonijnego w Gołkowicach pod Starym Sączem w dwóch grupach. Ci, którzy dotarli w kwietniu, zamieszkali w drewnianych domkach kempingowych. Ci, którzy na krakowskim lotnisku wylądowali 8 maja, zajęli parterowy pawilon. I zaraz między domkami a pawilonem wybuchła wojna na tle etnicznym.

Słoneczny poniedziałek, 24 maja. Przed domkami wygrzewają się mężczyźni. Przed pawilonem bliźniacza grupa praży się w słońcu. Kobiety rozwieszają pranie, dzieci biegają między drzewami. Na pierwszy rzut oka ośrodek wygląda jakby właśnie trwały rodzinne wczasy. Ale oba turnusy dziwnych wczasowiczów rozdziela umowna granica, niewidzialna linia demarkacyjna. Domki mają do dyspozycji dwa automaty telefoniczne, pawilon - tylko jeden. Domki chodzą na spacery w lewo, pawilon w prawo. Posiłki w stołówce spożywają osobno.

Złoty sygnet i bransoletka

Ci z pierwszego turnusu zarzucili tym z drugiego, że kolaborowali z Serbami.

- To Cyganie - mówi Daut z grupy domkowej. - Dobrze ich w Kosowie poznaliśmy.

Ci z drugiego turnusu protestują: - Określili naszą narodowość według twarzy i koloru skóry, ale sami niczym się od nas nie różnią. Jesteśmy takimi samymi Albańczykami i muzułmanami.

- Przecież gołym okiem widać, jacy są śniadzi i ciemnowłosi - denerwuje się Agron z pierwszej grupy. Agron też jest śniady i ciemnowłosy. Większość uchodźców w Gołkowicach jest śniada i ciemnowłosa.

Nazmi z pawilonu jest siwy. - Byłem nauczycielem chemii w szkole albańskiej - mówi. - Uciekliśmy stamtąd, kiedy zaczęły się naloty.

Mieszkańcy domków upominają tłumacza: - Tylko czegoś nie przekręć. Żeby nie wyszło, że uciekliśmy z Kosowa w obawie przed nalotami. To nie naloty nas wygnały, ale Serbowie.

Daut (grupa albańska) podkreśla, że różnica między obiema grupami uchodźców polega na sposobie ucieczki. On i jego rodzina (23 osoby) przez rok błąkali się po Kosowie, bo rodzinne Caralevo jeszcze w kwietniu 1998 r. Serbowie zrównali z ziemią. - Pieszo przeszliśmy granicę z Macedonią, trafiliśmy do obozu w Stenkovacu. Byliśmy wyczerpani, chorzy, głodni i obdarci.

Polityka 24.1999 (2197) z dnia 12.06.1999; Świat; s. 31
Reklama