Archiwum Polityki

Aria dla łakomczucha

Łakomstwo malarzy opisaliśmy w poprzednim odcinku "Za stołem" (POLITYKA 19). Tym razem zabieramy się za muzyków. Wśród nich także zdarzali się smakosze. Mozart był znanym żarłokiem i pijakiem. Verdi komponując zawsze miał pod ręką filiżankę rosołu z kury. Rossini jest autorem nie tylko "Cyrulika sewilskiego", ale także arii sorbetowych i turnedo ochrzczonego jego nazwiskiem. Paderewski uwielbiał restauracje. A Rubinstein...

Wspaniały pianista, najwybitniejszy wykonawca muzyki Chopinowskiej, był nie tylko genialnym artystą, lecz także wielkim znawcą i miłośnikiem kobiet oraz kuchni. W "Moim długim życiu" Rubinstein opisał zaledwie część tego, co każdy łakomczuch chciałby od niego usłyszeć. Jedna z najsmakowitszych opowieści dotyczyła wizyty, którą na zaproszenie pianisty złożyła w jego willi grupa polskich aktorów wydelegowanych do Paryża. Ryszard Ordyński, przyjaciel pianisty, reżyser i szef polskich artystów dubbingujących w Paryżu jakiś film wytwórni Paramount, namówił Rubinsteina, by wydał na ich cześć lunch. W dniu przyjęcia, gdy przygotowania były już zakończone, a dwunastka Polaków czyściła buty i wiązała krawaty, u Rubinsteina zadźwięczał telefon i miły głos Germaine de Rothschild przypomniał artyście, że przed dwoma tygodniami przyjął zaproszenie na wczesny lunch z baronem Eduardem de Rothschildem. Pan Artur omal nie zemdlał. Odmówić bankierowi nie chciał z dwu powodów: obrazić potentata finansowego byłoby idiotyzmem, a ponadto u baronostwa jadało się jak nigdzie w Paryżu. Postanowił więc zjeść dwa lunche jednego dnia.

Gdy ustawiano stół i krzesła w jego ogrodzie, Rubinstein nakazał swemu kamerdynerowi, by przybyłym o 14.00 Polakom podał drinki i powiedział, że gospodarza zatrzymały ważne interesy finansowe. Tymczasem on taksówką pognał na drugi koniec Paryża, gdzie o 12.

Polityka 25.1999 (2198) z dnia 19.06.1999; Społeczeństwo; s. 84
Reklama