Archiwum Polityki

Wycieczka przerywana

Doprowadzimy cię do ruiny - tak brzmiało hasło reklamowe jednego z największych polskich biur podróży, Alpiny Tour. Rzeczywiście - swoich klientów Alpina doprowadziła, jeśli nie do ruiny, to na pewno do rozpaczy, a samo biuro, zadłużone wobec swych kontrahentów na niebotyczne sumy, musiało przerwać działalność. Na krajowym rynku turystycznym trwa bezpardonowa walka o przetrwanie.

O pogarszającej się sytuacji finansowej Alpiny, jej zaległościach w spłatach długów (samemu LOT-owi za rejsy czarterowe biuro jest winne grubo ponad milion dolarów) wiadomo było w środowisku turystycznym od dawna. Szefowie pozostałych biur podróży oraz innych instytucji turystycznych nie mogli zrozumieć, dlaczego zagrożona upadłością Alpina porywa się na coraz większe inwestycje, w tym leasing pięćdziesięciu nowoczesnych autokarów Mercedesa, a przede wszystkim - na oferowanie cen wycieczek poniżej kosztów.

- Wiadomo, ile trzeba zapłacić za przelot czy hotel, tym bardziej że wszyscy raczej korzystamy z podobnych ofert, więc drastyczne obniżanie ceny, wydawało się co najmniej niezrozumiałe - twierdzi Zbigniew Chmielewski szef jednego z największych prywatnych biur Sigma Travel.

Zdaniem prezesa Alpiny Zbigniewa Martynowskiego cała afera została spowodowana wycofaniem się firm zagranicznych, z którymi biuro miało podpisane umowy. Firmy te po-dobno miały domagać się od Alpiny natychmiastowej i pełnej opłaty za usługę, co jest praktyką dość rzadką. Nie mając takich środków Alpina musiała zrezygnować z wycieczek, stając przed problemem zwrotu pieniędzy turystom, którzy pozostali "na walizkach", oraz zapewnienia powrotu tym, którym jeszcze udało się dotrzeć na reklamowane "wakacje życia".

Upadłości biur nie są nowością w polskim ruchu turystycznym, choć większości tego typu spraw nie towarzyszy zainteresowanie mediów. Czasem ktoś przeliczy się ze swymi możliwościami, ale zda sobie zawczasu z tego sprawę, innego skutecznie wykończy konkurent, zanim na dobre rozkręci działalność. Niedawno głośna w środowisku była sprawa jednego z dużych biur podróży, specjalizujących się w wycieczkach do Maroka. Konkurent poinformował właścicieli tamtejszych hoteli, że mają do czynienia z bankrutem i lepiej zrobiliby, biorąc od razu całą kwotę, a nie zaliczkę (dżentelmeńska umowa przewidywała 40 proc.

Polityka 31.1999 (2204) z dnia 31.07.1999; Wydarzenia; s. 18
Reklama