Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Kowboj schodzi z konia

Niewykluczone, że w Hollywood, które karmi się także własnymi mitami, pow-stanie kiedyś film o Clincie Eastwoodzie, kowboju, który zszedł z konia i stał się jednym z najbardziej cenionych reżyserów. Potwierdzeniem – siedem nominacji do Oscara dla jego ostatniego dzieła „Za wszelką cenę” oraz prestiżowa nagroda gildii reżyserów amerykańskich.

Na początku tej historii jest przeciętny aktor, potem ikona ekranowego twardziela, na końcu wyrafinowany reżyser moralista. Niewątpliwie to jedna z najbardziej niezwykłych karier w historii amerykańskiego kina, które zresztą w dużej mierze składa się z podobnych przypadków. Ale nawet na tym tle historia 75-letniego Eastwooda (a więc jest on tylko 4 lata młodszy od Wajdy!) wydaje się wyjątkowa.

Pierwszy kontrakt aktorski podpisał w 1955 r., ale trudno byłoby mówić o olśniewającym debiucie. Także w następnych latach nic nie zapowiadało wielkiej kariery. A jednak, parafrazując tytuł sztuki Pirandella, można powiedzieć, iż parę postaci poszukiwało nie autora, lecz takiego właśnie odtwórcy jak Eastwood.

Za garść dolarów

Wysoki, tajemniczy, powściągliwy w okazywaniu uczuć – przypadł do gustu włoskiemu reżyserowi Sergio Leone, twórcy trylogii spaghetti – westernowej („Za garść dolarów”, „Za kilka dolarów więcej”, „Dobry, zły i brzydki”). Eastwood cedził każde słowo, grał powoli, do granic wytrzymałości widza (krytycy naśmiewali się, że paręnaście minut wychodził z dyliżansu). Stworzył typ posępnego samotnego mściciela. Jego intencje nie były przy tym wcale tak szlachetne, jak w klasycznym westernie: chciał przede wszystkim zdobyć pieniądze i odzyskać spokój. Był brutalny nie mniej niż przeciwnicy, z którymi miał do czynienia, a często nawet bardziej. Jednocześnie znał wagę takich pojęć jak lojalność i potrafił oddzielić dobro od zła.

W podobnej manierze zagrał potem „Brudnego” Harry’ego Callahana – jednego z najbardziej wyrazistych policjantów w dziejach kina. Po okresie młodzieżowych buntów Ameryka znów zaczynała cenić tradycyjny kanon wartości, w którym mieściła się także niezachwiana wiara w praworządność.

Polityka 6.2005 (2490) z dnia 12.02.2005; Kultura; s. 68
Reklama